“Technowulkan”, czyli książka wspominająca łódzkie techno-parady #wywiad
Rok 2021 zdecydowanie sprzyja rozwojowi klubowej historiografii. We Frankfurcie i Amsterdamie powstały muzea poświęcone muzyce elektronicznej, w Polsce pojawiła się książka o trzech dekadach kultury techno, a za nią sztuka teatralna. Najnowszy artefakt to książka Bartłomieja Kluski "Technowulkan - łódzkie Parady Wolności" Rozmawiamy z autorem.
Łódzka Parada Wolności była rzecz jasna wzorowana na berlińskiej Love Parade – mimo, że scena taneczna w Łodzi zawsze była raczej Londynu, aniżeli Berlina. Parada stanowiła mocne zamknięcie sezonu letniego i była wielkim świętem raverów z całej Polski.
W latach 90. i ’00 ekipa związana z łódzkimi DJ-ami i muzykami skupionymi wokół New Alcatraz Mega Party Organisation (środowisko artystów związanych z klubem New Alcatraz), tworzyła również liczne imprezy,w tym wielki rave poparadowy, odbywający się na kilku scenach w łódzkiej hali sportowej.
Pierwsza Parada Wolności odbyła się w 1997 roku, ostatnia w 2002 – wzięło w niej udział ponad 25 tysięcy osób. Rok później na zorganizowanie imprezy nie zgodził się ówczesny prezydent Łodzi, Jerzy Kropiwnicki. W 2014 roku do magistratu Urzędu Miasta Łodzi wpłynęła prośba o spotkanie z Prezydent Zdanowską, w sprawie powrotu imprezy do kulturalnego kalendarza miasta Łodzi – rozmowy zakończyły się wtedy fiaskiem, ale ponoć mają być kontynuowane… w tym roku!
We wrześniu 2021 w wydawnictwie Księży Młyn ukazała się wspomnieniowa książka Bartłomieja Kluski pt. “Technowulkan. Łódzkie Parady Wolności”. Znajdziecie w niej mnóstwo wspomnień i wypowiedzi takich osób jak Adam Radoń, Sławek Żak, Rafał Baran, Novika, Robert Jakubowski, Smolny, Martin Depp, Nobis ( Sonic Trip) czy DJ Dukee.
Rozmawiamy dziś z autorem o pracy nad książką i ujawniamy kilka ciekawostek.
Artur Wojtczak: Kiedy wpadłeś na pomysł, by napisać książkę o łódzkich techno-paradach?
Bartłomiej Kluska: Bezpośrednim impulsem do napisania książki był dla mnie poświęcony Paradzie Wolności artykuł Jakuba Bożka opublikowany najpierw w serwisie Dwutygodnik, a później w książce „Delfin w malinach”. Przeczytałem ten tekst uważnie i jako że sam jestem z Łodzi i dwie dekady temu hasałem na paradach, spróbowałem skonfrontować to, o czym opowiadał dziennikarz, z własnymi wspomnieniami. Okazało się jednak, że tych ostatnich nie mam zbyt wiele (co skądinąd nie powinno dziwić ze względu tak na upływ czasu, jak i niesportowy tryb życia, który wówczas wiodłem). Zacząłem więc szperać w internecie – i znów porażka, skrawki informacji, pojedyncze zdjęcia. Jako osoba dociekliwa kopałem dalej już poza siecią: zaglądałem do dawnej prasy, szukałem fotografii, wypytywałem ludzi, próbując te rozsypane obrazki ułożyć w jakąś większą całość. Wyszła mi książka.
Jak długo trwało zbieranie materiałów i proces pisania?
Całość powstawała w trakcie pandemii koronawirusa, co oczywiście sprzyjało procesom twórczym ( był lockdown – więc i tak siedziałem w domu, zero imprez, zero rozpraszaczy), ale skutecznie hamowało zbieranie materiału: pozamykane biblioteki, kontakt z rozmówcami głównie telefoniczny… Na szczęście okazało się, że organizatorzy Parady – New Alcatraz Mega Party Organisation – mają zachomikowane w piwnicach i na strychach całe sterty dokumentów, teczki z wycinkami z gazet, zdjęcia itp., no i jeszcze bardzo chętnie dzielą się wspomnieniami, kontaktami do dawnych znajomych. Bez ich pomocy nie dałbym rady w ogóle albo jeszcze bym pisał. Przy czym książka to coś więcej niż notatki z rozmów i pożółkłych papierów, kolejne fakty, daty, nazwiska… – starałem się uchwycić ogólny sens i fenomen tego wydarzenia. Mam nadzieję, że mi się udało.
Wspominasz, że obserwując pierwszą paradę nie byłeś jeszcze fanem muzyki klubowej – kiedy połknąłeś tego bakcyla na dobre?
Do grona uczestników Parady dołączyłem na początku naszego stulecia, co dało mi możliwość uczestnictwa w dwóch edycjach tej imprezy. Do dziś żałuję, że tylko tylu. Natomiast nie można było dorastać w Łodzi na przełomie wieków i nie nasiąkać różnymi odmianami techno – miasto wtedy po prostu żyło taką muzyką w jej wszystkich odmianach (mimo pewnego przechyłu w kierunku drum’n’bassu), co mi – jako osobie otwartej na różne dźwięki – bardzo odpowiadało. Zresztą i w samej Paradzie Wolności najbardziej ceniłem właśnie eklektyczność – można było po prostu krążyć pomiędzy platformami i scenami i z każdej dobiegała inna muzyka, każda kusiła innym wyglądem, ale przecież przy każdej świetnie bawiły się tłumy ludzi.
W książce przeważają wypowiedzi osób związanych organizacyjnie z Paradą Wolności oraz klubem New Alcatraz. Ale mamy też DJ-ów jak Nobis czy Wonter. Czy są osoby, których wypowiedzi miały się znaleźć w monografii, ale nie udało ci się do nich dotrzeć?
Starałem się rozmawiać z różnymi ludźmi i o różnych aspektach tego wydarzenia. Bo było ono ważne nie tylko od strony muzycznej, ale także – a może nawet przede wszystkim – społecznej. Dlatego w książce wypowiadają się tak didżeje i organizatorzy Parady, jak i np. projektanci z grupy Transmode, którzy tworzyli podczas Mega Party niezapomniane pokazy ekscentrycznej mody, założyciel kultowego klubu Forum Fabricum, gdzie przychodzili młodzi łódzcy ekscentrycy, a także prezydenci miasta: nieżyjący już Marek Czekalski, który w 1997 roku wsparł raczkującą imprezę swoim patronatem, oraz… Jerzy Kropiwnicki, którego decyzją Paradę zlikwidowano w 2003 roku. Oczywiście jedni pamiętali mniej, inni więcej, jedni byli lakoniczni, inni chętniej dzielili się refleksjami i wspomnieniami, ale muszę podkreślić, że nikt nie odmówił mi rozmowy. I wszystkim bardzo dziękuję za pomoc.
Jak udało ci się przekonać do publikacji wydawnictwo Księży Młyn – silnie związane w Łodzią, ale wydające głównie książki o architekturze czy krajoznawcze…?
Łódź bardzo boleśnie odczuła skutki liberalnej transformacji ekonomicznej początku lat 90. W efekcie na przełomie stuleci, gdy np. Warszawa rozkwitała, nasze miasto dopiero podnosiło się z upadku, ciągle walcząc z wizerunkiem miejsca biednego, pełnego przemocy, co w ogólnopolskiej świadomości symbolizowały hasła takie jak „łowcy skór” czy „dzieci w beczkach”.
Natomiast Parada Wolności była widocznym (i słyszalnym!) znakiem pozytywnych przemian: na jeden dzień przyciągała do Łodzi kolorową młodzież z całego kraju, pozwalała uwierzyć w moc oddolnych inicjatyw, wreszcie – udowadniała, że mieszkańcy tego szarego miasta są otwarci na inność, ciekawi inności…
Myślę, że tak jak w techno chodzi o coś więcej niż imprezowanie przy muzyce, tak i Parada była czymś więcej niż tylko dużą muzyczną imprezą i stanowi istotne wydarzenie w historii miasta. O tym właśnie jest moja książka i dlatego chciałem, by wydało ją wydawnictwo związane nie z muzyką, lecz z Łodzią.
W przyszłym roku organizacja Rave The Planet planuje reaktywację berlińskiej parady – czy trwają rozmowy o powrocie Parady Wolności na Piotrkowską?
Oczywiście ja też bardzo bym chciał dopisać do „Technowulkanu” kolejny rozdział, ale zakończenie książki nie jest w tej kwestii optymistyczne. Zmieniły się czasy, zmieniła się młodzież, a i rzeczywistość nie sprzyja chyba takim imprezom: coraz bardziej zamykamy się w bańkach społecznościowych, chętniej niż na ulicy siedzimy w domach przed telefonami i komputerami, nastroje się radykalizują… Jeden z moich bohaterów mówi nawet, że gdyby Parada taka jak kiedyś szła ulicą Piotrkowską dzisiaj, trzeba by ją od obserwatorów oddzielić drutem kolczastym… By jednak nie kończyć smutnym akcentem, chciałbym zwrócić uwagę na dwie okoliczności, które mogą sprzyjać reaktywacji: po pierwsze, w przyszłym roku minie dokładnie ćwierć wieku od pierwszej Parady Wolności, a to skłania do snucia rocznicowych planów i na własne oczy widziałem, że członkowie New Alcatraz Mega Party Organisation takie plany faktycznie snują; po drugie, wszyscy moi rozmówcy – oprócz jednego, którego już zresztą w naszej rozmowie wspominałem – na pytanie o powrót imprezy reagowali bardzo entuzjastycznie. A więc nie traćmy nadziei! (śmiech)
Published October 18, 2021. Words by Artur Wojtczak.