Pasja, muzyka, clublife. Relacja z Amsterdam Dance Event 2022
Najważniejszy festiwal muzyki elektronicznej na świecie już za nami! Tegoroczny Amsterdam Dance Event upłynął pod znakiem inspirujących spotkań, wykładów, warsztatów i miejsc, oraz niezliczonych godzin tańca na parkiecie.
27-ma już edycja tego kultowego wydarzenia ściągnęła do siebie rekordową liczbę uczestników – aż 450 tysięcy! – i sprawiła, że cała holenderska stolica żyła pasją do klubowych brzmień. Jakie wrażenia zostawił po sobie ADE’22, dlaczego tak dobrze imprezuje się poza granicami Polski, i czym Amsterdam na nowo podbił redakcyjne serce? Oto relacja reprezntantki Electronic Beats PL, Agaty Omelańskiej.
Jak jednym słowem opisać te wyjątkowe 5 dni i nocy, które spędziłam na ADE? Jest to niemożliwe – każdy pobyt w Holandii czyni mnie szczęśliwą, ale możliwość pojawienia się na tak prestiżowym wydarzeniu okazała się być spełnieniem marzeń. Każdego roku festiwal gromadzi najważniejszych ludzi w branży muzyki klubowej w jednym miejscu; to prawdziwy zaszczyt móc się tam znaleźć i czerpać doświadczenie z zagranicznych eventów. Co więcej, Amsterdam jest zalążkiem nowych trendów, źródłem inspiracji, centrum spotkań i dzielenia wspólnej pasji do muzyki elektronicznej – nie mogłam trafić lepiej!
Amsterdam Dance Event – największy z największych
Już od pierwszej chwili w Amsterdamie poczułam, że już wkrótce miasto doświadczy czegoś niesamowitego. ADE to największe wydarzenie w branży klubowej – event łączy w sobie formułę festiwalu, konferencji i warsztatów – na które co roku zjeżdżają uczestnicy z całego świata. Na każdym kroku można było odczuć, że holenderska stolica wita ich wszystkich z radością i otwartymi rękami. Żółto-czarna kostka ADE pojawiała się w wielu miejscach miasta – na flagach, billboardach, naklejkach, rowerach – i jednoczyła miłośników klubowych brzmień.
Trzeba przyznać jedno: koordynacja tak dużego wydarzenia, mającego miejsce w tylu punktach miasta jednocześnie, to niemałe wyzwanie. Wielkie gratulacje dla organizatorów za zaprojektowanie festiwalu w taki sposób, by każdy uczestnik imprezy czuł się dobrze poinformowany i zaopiekowany. Bardzo sprawnie odebrałam akredytację, podpytałam o najważniejsze sprawy z perspektywy dziennikarza i… ruszyłam w miasto! Moja lista pękała w szwach od wydarzeń, spotkań, paneli dyskusyjnych, wystaw i imprez, więc chciałam doświadczyć wszystkiego, co ADE miał do zaoferowania.
Czy plan udało się zrealizować? Z przyjemnością (i dumą!) mogę powiedzieć, że tak – choć nie wszystkie punkty mojego festiwalowego harmonogramu udało się odhaczyć, jestem bardzo zadowolona z tego, co udało mi się zobaczyć. Stres tylko odrobinę podgryzał moje pięty – “mała dziennikarka z Polski na najbardziej prestiżowym festiwalu elektronicznym na świecie, pośród wszystkich gwiazd, managerów, PR-owców…” – ale atmosfera ADE jest tak przyjazna, luźna pełna i wspólnej pasji, jaką jest muzyka klubowa, że momentalnie się jej poddałam. Kuluary press roomów w Lil’ Amsterdam czy De Brakke Grond huczą gwarem rozmów, śmiechem i zaproszeniami na kawę w najróżniejszych językach – jak im nie ulec? W tym tkwi cała magia festiwalowego networkingu!
ADE by day…
Należę do tej grupy raver’ów, którzy starannie przygotowują się do wyjazdów na muzyczne festiwale. Planuję timetable na każdy dzień, sprawdzam sceny i lokalizacje, nie zapominam o dużej ilości snu. Jednocześnie jestem bardzo otwarta na spontaniczność, nowe muzyczne odkrycia i po prostu to, co “się wydarzy” w trakcie całego festiwalu – i ta taktyka sprawdziła się doskonale również podczas ADE. Skorzystałam zarówno z dziennych spotkań, prelekcji czy paneli dyskusyjnych, jak i całej gamy nocnych wydarzeń. Na takich eventach wiedzę, inspiracje i doświadczenie branżowe chłonie się z przyjemnością – pokuszę się nawet o stwierdzenie, że to właśnie ta edukacyjna część była dla mnie najmocniejszym punktem całego wydarzenia!
Kocham być na parkiecie, tańczyć wśród ludzi, podążać za muzyką i łapać energię od stojących za dj-ką artystów – ale jako dziennikarka i reprezentantka środowiska muzyki elektronicznej potrzebuję czegoś więcej, niż cała noc spędzona w klubie. Dlatego też bardzo ucieszyła mnie formuła ADE – konferencja, warsztaty i część “rozwojowa” przeplatana różnorodnymi wydarzeniami muzycznymi to zdecydowanie coś dla mnie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by jeden raz odpuścić sobie imprezę, a zamiast niej wstać wczesnym rankiem, chwycić kawę w jednej z wyjątkowych kawiarenek Amsterdamu (moje serce skradły 2 miejsca: Bar Bukowski oraz Kafenion) i ruszyć na wykłady po wiedzę, inspiracje i branżowe case studies.
Druga, niemniej ważna sprawa – to “oszczędzanie osobistej energii” podczas ADE. 5 festiwalowych dni spędza się w dużym biegu, między prelekcjami, wywiadami, spotkaniami, warsztatami i klubowymi przestrzeniami; nie sposób jest więc nie odczuć żadnego zmęczenia. Ja przyjęłam taktykę stopniowego zagłębiania się w tę imprezową część i na pierwszy porządny clubbing wyszłam dopiero w piątek – zdążyłam się i zainspirować, i wybawić. Nie dotarłam co prawda na kilka wydarzeń – m.in. ze względu na olbrzymią ulewę musiałam odpuścić kultowe A State of Trance w siedzibie Armada Music, ale za to wybrałam się na wycieczkę do jednego z najfajniejszych muzeów w mieście: Our House na Amstelstraat. Temu miejscu poświęcę jeszcze sporo uwagi poniżej – a jeśli w najbliższym czasie planujecie podróż do Amsterdamu, koniecznie je odwiedźcie!
…i by night
Myśląc o klubowych szaleństwach, zauważyłam kilka faktów. Po pierwsze, nawet jeśli ktoś przyjeżdża do Amsterdamu w celach stricte imprezowych, nie jest w stanie odwiedzić absolutnie każdego jednego klubu w mieście. Plan ADE pęka w szwach od eventów i wydarzeń towarzyszących, więc trzeba wybierać… i przygotować się na dłuższe lub krótsze oczekiwanie w kolejkach. Każdego roku holenderska stolica ściąga do siebie miłośników muzyki elektronicznej z całego świata, więc lepiej nie zwlekać z zakupem biletów i zbyt długo nie przesiadywać na biforach!
Po drugie, w tak licznej grupie festiwalowiczów czułam się jednak bardzo bezpiecznie, przyjaźnie i mogłam swobodnie cieszyć się muzyką w każdym miejscu, które odwiedzałam. Samotni raverzy nie są postrzegani w Holandii jako coś dziwnego, niecodziennego – w klubowych przestrzeniach nie miałam więc absolutnie żadnego powodu do niepokoju. Co więcej: cudowna, pozytywna energia festiwalowiczów sprawiła, że nie chciałam schodzić z parkietu, nawet mimo wielu godzin tańca. Nieważne, skąd pochodzą i jakim językiem mówią: ludzie kochający muzykę elektroniczną potrafią porozumieć się bez słów, a tworzona przez nich społeczność jest jedyna w swoim rodzaju!
Po trzecie: line-up ADE jest przedobry (albo wręcz “za dobry”), i z któregoś z eventów trzeba będzie zrezygnować na rzecz innych. Ja podążyłam za intuicją i po raz kolejny mnie nie zawiodła – odwiedziłam intrygujące klubowe przestrzenie, poznałam najciekawsze kolektywy i promotorów, a z listy najbardziej wyczekiwanych artystów mogę odhaczyć kolejne nazwiska. Skoro już rok 2022 jest dla mnie spełnianiem muzycznych marzeń, to ADE nie będzie wyjątkiem!
Ale od początku. W pierwszy wieczór ADE postanowiłam odwiedzić spontaniczną imprezę KEYI Magazine w Atelier – i to zdecydowanie był dobry wybór. Berliński magazyn muzyczno-modowo-lifestyle’owy słynie nie tylko z wyczucia trendów, ale i doskonałego gustu w elektronicznych brzmieniach. Jego założyciele, Grzegorz i Izabela, stoją też za cyklem Dark Disco, więc jeśli takie klimaty w elektronice są wam bliskie, przyjrzyjcie się mu bliżej! Na imprezie w Atelier zagrali Grace Dahl, Berlin Bunny, Nick Moody oraz Melania, dzięki którym oficjalnie rozpoczęłam klubową odsłonę ADE. Co więcej, sama przestrzeń klubu bardzo odpowiadała moim klubowym gustom – duże pomieszczenie o kilku parkietach, miejscach na chill-out i korytarzach między nimi sprawiło, że czułam się bardzo swobodnie i komfortowo.
W czwartek miałam okazję usłyszeć artystów, których wypatrywałam od dawna. Zdecydowanie warto było wystać swoje w kolejce do Radio Radio w Westerpark – tego wieczoru za dj-ką mieli stanąć muzycy, którzy od lat wytyczają trendy w branży i którzy nie przestają mnie inspirować. Zarówno na Ellen Allien, jak i Dr. Rubinstein czekałam dobre dwa lata, a podczas ADE miałam okazję usłyszeć je w wyjątkowym b2b. W pierwszej chwili mocno zastanawiałam się, czy stosunkowo niewielka przestrzeń będzie dla nich wystarczająca… ale wątpliwości szybko poszły na bok, bo doskonała selekcja spod znaku acid, house i techno zawładnęła całym klubem. Po raz pierwszy miałam też okazję usłyszeć Freddy’ego K i Francois X – gdyby nie olbrzymi gorąc, który panował w środku, nie opuściłabym parkietu ani na chwilę. Rytmiczne, bardzo dobrze dobrane kawałki, pozytywna energia wśród uczestników imprezy oraz niepowtarzalny klimat miejsca sprawiły, że kusiło mnie dalsze wyjście na miasto…
…ale zdrowy rozsądek podpowiedział, że przecież jutro też jest dzień! I słusznie, bowiem w piątek planowałam spełnić swoje kolejne marzenie – czyli usłyszeć Oscara Mulero w Lofi. Nie ukrywam, że czekałam na niego z olbrzymią ciekawością i nie zawiodłam się: hiszpańska legenda sceny techno zagrała seta, który trafił w 100% w mój gust. Mocny, wyrazisty, zdecydowany i bezkompromisowy – oto Mulero we własnej osobie, i z pewnością będę chciała usłyszeć go ponownie. Tej samej nocy usłyszałam jeszcze wiele dobrych występów: live Planetary Assault Systems miał w sobie nieziemską, hipnotyczną siłę, Stephanie Sykes przypomniała mi, że wciąż lubię mocno zagrane i wyselekcjonowane techno, a kolejne wyjątkowe b2b – Stranger i Talismann – przegonili precz moje zmęczenie po wielu godzinach tańca. Piątek, weekendu początek, zdecydowanie w doskonałym towarzystwie!
Sobota była dla mnie ostatnim dniem imprezowym, i potoczyła się w zupełnie zaskakujący sposób. Szybko zajrzałam do Gast Art! w samym centrum Amsterdamu – lokalu łączącego alternatywny butik z galerią sztuki – w którym odbywał się showcase kolektywu De Missie. Udało się znaleźć i nowe rzeczy do swojej szafy, i odkryć wiele dobrych dźwięków z pogranicza elektroniki, punka i industrialnych brzmień. W nowym outficie mogłam śmiało ruszyć do kolejnego klubu: moim pierwszym celem był Melkweg i występ Paula van Dyka, którego uwielbiałam za swoich nastoletnich czasów, ale nigdy nie miałam okazji usłyszeć go na żywo. Co tu dużo mówić: ADE spełniło kolejne z moich muzycznych marzeń, i zobaczyłam jednego z najważniejszych artystów trance! Nie spodziewałam się aż takiej energii płynącej z tego gatunku, tak dobrej selekcji i atmosfery, która panowała między klubowiczami. Co więcej, set Paula miał trwać 5 godzin, a niemiecki dj zagrał o wiele dłużej – i jak go nie uwielbiać za niekończące się bisy? Dzięki jego występowi przypomniałam sobie melodyjne, łagodniejsze brzmienia muzyki elektronicznej, i dałam się im całkowicie ponieść.
Nie spodziewałam się, że w Melkweg spędzę aż tyle czasu (wielopoziomowy klub położony na Lijnbaansgracht urzekł mnie swoją przestrzenią i czułam się w nim doskonale), jednak nie mogłam zapomnieć o drugim miejscu, które miałam odwiedzić. Cel numer dwa: Radion i impreza sygnowana przez Vault Sessions i gruziński klub KHIDI! Przyznaję, że to właśnie ten event wywołał u mnie największą gęsią skórkę ekscytacji, bowiem tej nocy zagrali Dasha Rush, Lobster, The Lady Machine, Stef Mendesidis i Yanamaste. Takiego składu nie można było odpuścić, i nawet mimo intensywności całego tygodnia, spędziłam na parkiecie wiele dobrych godzin.
Our House – jedyne takie muzeum!
Opowiadając o swojej wizycie na ADE, nie mogę pominąć pewnego wyjątkowego miejsca na mapie Amsterdamu. Our House, czyli muzeum muzyki elektronicznej, odwiedziłam odwiedziłam z ogromną przyjemnością – a nawet wzruszeniem – i serdecznie polecam wizytę każdemu fanowi klubowych brzmień. Nawet jeśli nie pałacie zbytnią sympatią do zwiedzania, to miejsce polubicie od pierwszej chwili. Nowocześnie zaprojektowane, przestronne i wielopoziomowe, a przede wszystkim: stworzone z miłości i pasji do muzyki elektronicznej, Our House z dumą prezentuje historię i dziedzictwo kultury klubowej.
Minimal techno, drum and bass, hardcore, microhouse, EDM, dubstep – każde z tych brzmień ma swoje mniejsze lub większe miejsce w historii elektroniki, a w Our House wszystkie traktowane są na równi. Rave’ową społeczność tworzą zarówno uczestnicy berlińskich Loveparade, jak i holenderskich Thunderdome, angielskich Creamfields czy belgijskich Tomorrowland. Muzeum traktuje muzykę elektroniczną (i jej różnorodność!) jako pełnoprawny element kultury, i to czuć absolutnie w każdym jednym miejscu. Dzięki interaktywnym instalacjom i multimedialnym pokazom można nie tylko odkryć przeszłość, ale i przyjrzeć się ewolucji tego gatunku muzycznego i jego najważniejszym przedstawicielom, aż do dnia dzisiejszego. I choć głosy w sprawie coraz większej komercjalizacji muzyki elektronicznej są podzielone, jedno jest pewne: przeszła długą, bardzo ciekawą drogę od undergroundowych brzmień Detroit aż do popularności, jaką zyskała dziś, a jej przyszłość zapowiada się równie intrygująco.
Podpowiem wam jedno: zarezerwujcie sobie odpowiednio dużo czasu, by przejść z uwagą przez wszystkie sale muzeum i skorzystać z jego atrakcji. Nawet jeśli nie jesteście wielkimi miłośnikami zwiedzania, w Our House śmiało możecie spędzić cały dzień, zanurzyć się głęboko w historię muzyki, a także sprawdzić swoje dj-skie umiejętności. Przyznam szczerze, że miksowanie wyszło mi średnio, ale test znajomości muzyki i clublife zdałam na piątkę!
Stojąc pośrodku wielkiego parkietu muzeum i słysząc legendarne dla muzyki klubowej utwory, poczułam nie tylko spore wzruszenie (i mnóstwo wspomnień), ale i dumę z bycia częścią tak pięknej kultury. Muzyka elektroniczna to nie tylko dźwięki i beztroski czas spędzony na zabawie; to również otwartość, szacunek dla drugiego człowieka, równość i tolerancja. Czy zasada PLUR wciąż istnieje, czy stała się wyświechtanym frazesem? Moja wizyta w Our House stała się okazją do przypomnienia sobie genezy tych “złotych reguł”, a każde wyjście do klubu podczas ADE szybko zweryfikowało, że wciąż są one żywe i aktualne wśród społeczności.
Do zobaczenia za rok!
Czasami marzę o tym, by móc cofnąć czas – nie dlatego, by zmienić bieg wydarzeń, ale przeżyć ponownie te dobre chwile. ADE było dla mnie wyjątkowym, bardzo dobrym przeżyciem: z jednej strony spełniło się wiele moich muzycznych marzeń, z drugiej otrzymałam wszystko to, czego potrzebowałam najbardziej jako dziennikarka obracająca się w branży muzyki elektronicznej. Niech ta odwaga, inspiracja, energia, radość i pasja prowadzą mnie jak najdalej i najwyżej! Kolejna w tym roku wizyta w Amsterdamie była też okazją do przypomnienia sobie swoich początków z muzyką klubową; nieco nostalgiczną podróżą w piękną pasję i wartości, na których opiera się to środowisko.
Podsumowując: polska scena nie ma (i zapewne długo jeszcze mieć nie będzie) eventu na podobną skalę, dlatego też cieszy mnie zdobywanie doświadczenia w samym sercu europejskiej muzyki klubowej. ADE dziękuję za możliwość przeżycia tego wszystkiego i serdecznie gratuluję organizacji wydarzenia na najwyższym poziomie. Każda chwila spędzona w Amsterdamie przyniosła mi mnóstwo pozytywnych wspomnień, a w następnym roku odwiedzę Holandię w poszukiwaniu kolejnej partii wiedzy, inspiracji i radości płynącej z tanecznego parkietu. Do zobaczenia w 2023!
Published December 04, 2022. Words by Agata Omelańska, photos by Oliver Holden.