NOVIKA: „Muzyka może zmieniać ludzką świadomość”
Novika, czyli Kasia Nowicka jest od lat wiodącym głosem na polskiej scenie klubowej. Kiedyś członkini kolektywu DJ-skiego BEats Friendly, dziś regularnie można ja usłyszeć w klubach u boku Mr. Lex’a oraz na antenie Chilli Zet. EP-ką Noviki zachwycał się kiedyś Gilles Peterson, do współpracy zapraszali ją hip-hopowcy tacy jak Fisz i Vienio & Pele. 18.01. ukazał się jej najnowszy album „Bez Cukru”.
W wywiadzie Novika opowiada mi o pracy nad nową płytą, współpracy z polskimi producentami, swoich singlach, które wciąż są popularne za granicą, śpiewaniu swojej córki i swoim spojrzeniu na współczesną scenę klubową w Polsce.
Twoja nowa płyta „Bez Cukru” powstawała dłużej niż poprzednie albumy. Single ukazywały się w sporych odstępach czasu. Co było powodem takiego dłuższego procesu?
Ten pięcioletni okres czekania na album, który jest mi teraz często „wypominany” był de facto okresem pełnym obowiązków: i zawodowych i rodzinnych. Z jednej strony moje dziecko, z drugiej granie co weekend w klubach, do tego radio. ..
A z trzeciej strony: EP-ki i single, które w międzyczasie nagrywałaś…
Właśnie! Bo z jednej strony mówi się wszędzie, że płyty długogrające to przeżytek, że liczą się tylko single, pojedyncze piosenki. Po czym ja wydaję jakąś EP, ale przy rozmowie o nowym albumie wszyscy pamiętają… wyłącznie ostatni album. Ja tymczasem wypuszczałam ciągle coś od siebie, m.in. z Jazzpospolitą. Inna sprawa, że mój proces twórczy jest długi. Nad materiałem siedzę długo, nie jestem w stanie pracować nad jedna rzeczą przez dwa miesiące non-stop.
Jeśli chodzi o częstotliwość wydawania tych ostatnich singli, to faktycznie dałam się złapać na ten magnes „piosenki jako najważniejszej” i uczyniłam z nich coś, co zapowie płytę, której też sama nie mogłam się doczekać. Tak więc najpierw wypuściłam „Lekko” nie mając jeszcze reszty materiału. Miałam nadzieję, ze płyta będzie za chwilę. To okazało się pułapką, bo płyta potrzebowała sporo czasu na skończenie, ale chyba mimo wszystko fajnie „podprowadziłam” wszystkimi singlami pod ten album.
Wśród producentów, którzy komponowali na Twoją płytę jest i Baasch i Sampler Orchestra. Nikt z wybranych beatmakerów ci nie odmówił?
Miałam wręcz nadmiar kompozycji, właściwie to odmówił mi tylko jeden wokalista. Ludzie chętnie ze mną pracują: są to osoby z jakim już współpracowałam, ale też zupełnie nowe. Moim odkryciem był Manoid, z którym nagrywanie było fantastycznym procesem, miałam wrażenie jakbyśmy się znali latami. Zaczynałam też cały proces z Agimem, ale de facto z nim właśnie skończyłam całość, bo był w tym okresie bardzo zajęty.
W przeszłości nagrywałaś też z DJ-ami takimi jak Lovebirds , Crazy P czy Satin Jackets, wtedy twoje utwory gościły też w zagranicznych labelach i na kompilacjach typu Hed Kandi. Nie korciło cię, by i teraz skorzystać z usług kogoś spoza Polski?
Szczerze mówiąc, to zastanawiałam się, czy to gra warta świeczki. Bowiem, gdyby to ktoś inny zaprosił mnie na swoja płytę, byłoby to dużo ciekawsze. Natomiast jeśli na płycie miałby być utwór wyprodukowany przez Hot Toddy’ego, to zastanawiam się , co by mi to dało. Ale planuję np. remiks od Satin Jackets. Okazało się bowiem, że jego wersja „Miss Mood” żyje własnym życiem od premiery i wciąż krąży po całym świecie. Nawet niedawno kolega z Las Vegas przysłał mi foto z radia, gdzie właśnie pojawiła się ta wersja.
Gdyby wytwórnia dysponowała nieograniczonym budżetem – jakiego wymarzonego producenta zaprosiłabyś do współpracy na tym albumie?
Nie rzuciłabym się na głęboką wodę i nagrała płytę z kimś – nawet sławnym i wielkim – kogo nie znam. Bowiem przy takim nagrywaniu bardzo ważna jest interakcja z producentem. Ze Staszkiem Koźlikiem było fantastycznie, śmialiśmy się dużo podczas pracy – ten ludzki element jest nie do przecenienia! Polscy producenci są naprawdę świetni i nie umniejszałbym ich znaczenia w stosunku do zagranicznych.
Na płycie poruszasz tematy takie jak związki, ale i przyszłość świata. Tę ostatnią tematykę podnosił już wcześniej lubiany przez ciebie acid-jazzowy Jamiroquai. Czy „Unsafe” jest wezwaniem do opamiętania się ludzkości?
Tak, Jamiroquai był zatroskany o przyrodę, póki nie zaczął przesiadać się na kolejne luksusowe samochody! (śmiech). W przypadku „Unsafe” było tak, ze usłyszałam najpierw muzykę i od razu wiedziałam, że to musi być coś z pazurem. A tak śpiewać można o czymś z pierwiastkiem buntowniczym. A przeciwko czemu się buntujemy? Przeciwko polityce bądź zaślepieniu, niedostrzeganiu tego, co dzieje się z nasza planetą, ekosystemem. Tekst nie jest do końca depresyjny, bo ma takie światełko na końcu, że w grupie siła, że możemy coś zmienić będąc zauważalni. Ludzie teraz naprawdę się angażują: protestują, podpisują petycje, chcąc być dostrzeżeni. Mi chodzi o to, by w tym nie ustawać!
W piosence „od Dziecka” udziela się twoja córka Nina. Damian Lazarus powiedział mi kiedyś w wywiadzie, że gdyby jego córka chciała zostać DJ-ką, wyszeptałby jej do ucha, by znalazła raczej zajęcie dające spokojny sen. Czy ty kibicowała byś swojej, gdyby wybrała zawód piosenkarki?
Dużo o tym ostatnio myślałam. Owszem kiedyś ją do tego zachęcałam – Nina ma naprawdę ładny, delikatny głos. Jednak realia tego zawodu potrafią nieźle dać w kość. Do momentu gdy jest to w pewnym sensie zabawą, jest super. Ale taki brak stabilizacji w przypadku posiadania wolnego zawodu, bywa stresujący. Nina ma zdolności, które mogą predestynować ją do bycia np. grafikiem. Ale zobaczymy co los przyniesie. Wiem, że to klisza, ale też czysta prawda: trzeba robić to, co dyktuje ci serce.
O płytach Pet Shop Boys mówi się czasami: melancholia na parkiecie. Podobne skojarzenie mam z kilkoma piosenkami z „Bez Cukru”- np. „Friends In Need” – na tanecznym bicie snujesz smutne, nierzadko poważne refleksje…
Jedyną wesołą piosenką na płycie są wg niektórych właśnie „Słabości”. Aranż i linia wokalna są rzeczywiście pozytywne. Natomiast inne kawałki – mimo, że jest ta pulsująca muzyka, to całość ma taki minorowy charakter. Śpiewanie o smutku czy zagubieniu oparte na tanecznym bicie nie jest czymś nowym. Nie trzymałabym się konwencji, by w wolnych piosenkach śpiewać o smutku, a w szybszych o optymistycznych.
Czy masz już plany koncertowe i festiwalowe związane z promocją tego LP?
Niebawem będę coś ogłaszać. Strasznie się stęskniłam za graniem na festiwalach, to najwspanialsze co może być: świetna energia, reakcje ludzi i zupełnie inna wibracja niż podczas występu w klubie. Zagramy też na pewno wczesną wiosną koncert promocyjny w Warszawie.
Jesteś obecna w polskim clubbingu od czasu jego złotego okresu. Wciąż występujesz też na imprezach wraz z Mr Lexem. Jakie zjawisko w kulturze klubowej uważasz obecnie za najciekawsze, a jakie za najmniej pożądane?
Wszystko się dynamicznie zmienia. Pamiętam tę wielką falę mody na techno i ekscytację z tym związaną. Tymczasem teraz jestem tym już nieco znużona. Ciekawe jaki gatunek wypłynie na wierzch niebawem – bowiem taka jest naturalna kolej rzeczy. Czy techno osłabnie i coś je zdetronizuje? Najmniej pożądanym zjawiskiem jest dostępność i stosunek słuchaczy do muzyki. Jest ona dostępna wszędzie: w radio, na telefonie, na YouTube, Spotify sam nam dobiera, czego mamy słuchać. To staje się zbyt proste i zabiera szacunek do muzyki. Nie mówię tu o klubach ze świadomą publiką jak Jasna 1 czy Smolna ale o klubach, które trochę zaczęły zahaczać o dyskoteki / potańcówki. DJ-e tam pracujący starają się, ale muszą sprostać coraz bardziej spłyconym oczekiwaniom gości. W ten sposób staja się poniekąd chałturnikami, wielka szkoda.
Występowałaś ostatnio na imprezie wspominającej legendarną Piekarnię, jaka odbyła się w klubie Jasna 1. Czy istnieje jakiś pomost pomiędzy pokoleniem piekarnianym a dzisiejszym?
Impreza była wręcz bombowa, wypaliła znakomicie! Zobacz jaka fala pozytywnej nostalgii ostatnio się przetacza . I jak kapitalnym rokiem był 1998: właśnie obchodziliśmy 20 lat powstania Radiostacji, 20 lat Asfalt Records, ja też mam około 20 lat pracy twórczej (śmiech)
Do tego gros największych klasyków klubowych pochodzi też z 1998 roku: od Stardust „Music Sounds Better With You” po „Needin’ U” Davida Moralesa…
A właśnie, coś w tym jest! I na szczęście jest grupa młodych ludzi z szacunkiem do tego czasu i dorobku. Do tego dochodzą starsi klubowicze, którzy kiedyś się wykruszyli, a teraz odchowali dzieci i…wracają na parkiet. Impreza Piekarni była fenomenalna, przerosła absolutnie nasze oczekiwania: wielka frekwencja, przyjacielski, ludzki klimat, euforia wszędzie. Na pewno ta impreza wróci, ale po pewnej przerwie, by zwyczajnie nie przedobrzyć.
Published January 21, 2019. Words by Artur Wojtczak, photos by Eliza Krakówka.