Najlepsze płyty 2018… do tej pory
Najlepsze płyty 2018… do tej pory
Paweł Klimczak
Można mówić różne rzeczy, udawać, że jest inaczej, ale nie oszukujmy się – lubimy listy i zestawienia. Trzeba z nimi czekać cały rok, a w tym czasie wiele pozycji umyka i zaciera się w pamięci. Zatem warto udokumentować i pierwszą połowę roku – 2018 nie jest tak obfity w fenomenalne wydawnictwa, co 2017, ale nie ma co narzekać!
Pusha T – Daytona
King Push zdecydowanie zasługuje na monarsze miano – wydaje rzadko, ale kiedy wydaje, to mało który MC może się z nim równać. “Daytona” ma świetne bity od Kanyego Westa i jeszcze lepsze teksty, z których niejeden wywołuje uśmiech na twarzy lub okrzyk podziwu. Album jest krótki, ale bardzo konkretny – Push nie tylko rozstawia innych raperów po kątach, ma kilka przemyśleń na temat fortuny i sławy. Obyśmy nie musieli czekać kilka lat na kolejną płytę!
Park Jiha – Communion
Koreańska artystka tworzy niesamowitą fuzję muzyki tradycyjnej i minimalizmu, gustownie inkrustowaną jazzem (złośliwi powiedzą, że w wydaniu smooth). To hipnotyczna mieszanka, jak na debiutancki album bardzo dojrzała. Park Jiha jest dobrym startem do eksploracji muzyki koreańskiej i jej fascynującego instrumentarium. Oszczędność “Communion” to wielka zaleta, bo przejrzyste aranżacje pozwalają błyszczeć kompozycjom. Hipnotyzujący album.
Oneohtrix Point Never – Age Of
Daniel Lopatin na “Age Of” nie łamie żadnych muzycznych barier, można nawet powiedzieć, że jest dość konserwatywny. Niemal barokowe utwory, R&B, o jakie mógłby pokusić się Kanye, gdyby był jeszcze bardziej przygodowy, art pop – album jest pełen tropów, które w jakimś stopniu były obecne u Lopatina wcześniej, ale tutaj rozwija je w najlepszy z możliwych sposobów. “Age Of” to dojrzały dowód na progres artysty, jednego z najciekawszych w swoim pokoleniu.
Kali Uchis – Isolation
Płyta z kategorii “przyjemniacka”. Kali Uchis nie jest może najlepszą wokalistką na planecie, ale na ciepłych, wręcz lampowych podkładach “Isolation” brzmi doskonale. Wakacyjny vibe, zaskakująco interesujące teksty, osobowość wylewająca się z każdego dźwięku – o lepszy soul/R&B nie mogliśmy prosić!
Tribulation – Down Below
Tribulation po poszukiwaniach własnego stylu w zakamarkach ekstremalnej muzyki (z różnym skutkiem), rzucili się w otwarte ramiona gotyku. Nigdy nie byłem fanem tej stylistyki, ale na “Down Below” mieszanina atmosfery jak z wiktoriańskiego horroru, blackowych wokali i chwytliwych melodii działa wyśmienicie. Słuchanie tego albumu jest jak oglądanie horroru ze stajni Hammer – wystarczy oddać się stylistyce, żeby pokochać to doświadczenie.
Nipsey Hussle – Victory Lap
To jest dobry rok dla rapu. Nipsey Hussle, uliczny biznesman, który sam zbudował swoje muzyczne imperium, serwuje west coast w najlepszym wydaniu. Chwytliwe hooki, fenomenalne bity, wartościowe featuringi – “Victory Lap” to pełen sukces jeśli chodzi o rapową płytę. Zaskakuje też fakt, że w dobie bardzo krótkich albumów z jednej strony, a stream trollingu z drugiej, Nipsey oferuje bardzo długie wydawnictwo, które zupełnie nie nuży.
Lemiszewski/Olter – Post Refference
Bohaterowie polskiego niezalu w cudownej, powalającej lekkością i swobodą kooperacji. Lemiszewski i Olter surfują po różnych odcieniach muzyki gitarowej, korzystającej z oszczędnej aranżacji jak z trampoliny do lepszego świata. Na “Post Refference” nie ma zbędnych dźwięków, za to dowodów na to kreatywność jest aż nadto. Jedna z lepszych polskich płyt tego roku!
Panopticon – The Scars Of Man On The Once Nameless Wilderness
Chwalący naturę projekt Austina Lunna płynie dalej, oferując magiczną fuzję folkloru i black metalu. “The Scars Of Man On The Once Nameless Wilderness” miewa słabsze momenty – to jednak dużo muzyki, zamkniętej w dwóch częściach – ale przyciąga swoją atmosferą i fenomenalnymi kompozycjami. To muzyka, której trzeba dać się złapać, najlepiej słuchana w skupieniu i w samotności. A jeszcze lepiej na łonie natury.
Flatbush Zombies – Vacation In Hell
Zombiaki wreszcie opanowały sztukę tworzenia kompletnego albumu, bez żadnych wypełniaczy i słabych momentów. “Vacation In Hell” jest nie tylko chwytliwe, ale i wypełnione po brzegi pamiętliwymi tekstami, bardzo często naładowanymi społecznie. To może być ich bilet do jeszcze większego sukcesu, co przy psychodelicznym i zadziornym charakterze tej muzyki tylko cieszy.
JPEGMAFIA – Veteran
Eksperymentalny hip-hop ma się dobrze, ale często popada w pułapkę własnego konceptu. JPEGMAFIA idealnie balansuje na granicy totalnej kreatywności i przystępności, a jego teksty są mądre i bardzo sprytne. Artysta wbija szpilki w tożsamościowy balon Ameryki, nie szczędząc przy tym słów dla alt-rightowych wojowników. “Veteran” to również interesujące podkłady, a zatem – całościowo świetny album dla otwartych głów.
Published June 29, 2018.