Kacper Ponichtera / The Blue Oyster #wywiad
The Blue Oyster to lokal powiązany z kultowym klubem Luzztro. Miał być odpowiedzią na lockdownowe restrykcje, a stał się mekką dla nowych DJ-ów, lubianym elementem imprezowego krajobrazu Warszawy.
Artur Wojtczak: Miejscówka The Blue Oyster to kolejna inicjatywa teamu z klubu Luzztro. Skąd u was tak wielka pomysłowość i błyskawiczne dopasowywanie do błyskawicznie zmieniającego się świata?
Kacper Ponichtera: Cześć Artur, dziękuję za miłe słowa. The Blue Oyster to częściowo inicjatywa luzztrzanej załogi, bo stworzyliśmy ją razem z Piotrem Kasprowiczem, Adamem Obrębskim i Adesem, którzy są związani bezpośrednio z klubem, ale także Damianem Szewczykiem oraz Rafałem Paradowskim, którzy są po prostu naszymi przyjaciółmi. To bardziej oddolna inicjatywa paczki przyjaciół i odpowiedź na pandemiczne czasy, gdy znajdowaliśmy się w trakcie pierwszego lockdownu. Jeśli chodzi o pomysłowość i dopasowywanie się do zmieniającego się świata to nasze cechy charakterystyczne. Jesteśmy w branży kulturalno-rozrywkowej po kilka-naście lat i zdążyliśmy nauczyć się obserwować, analizować, wyciągać wnioski, a później systematycznie wdrażać je w życie. W naszym zespole doskonale się uzupełniamy – na każdym poziomie – i tak wiem, że gdy rzucę jakiś pomysł w eter to wiem, że reszta ekipy pod nadzorem Piotra i Adama szybko przejdzie do jego realizacji. Tak też było w przypadku The Blue Oyster.
Co było osią pomysłu na wydzielenie przestrzeni streamingowej w klubie?
Tak jak wspominałem The Blue Oyster powstało na początku pandemii w trakcie lockdownu, kiedy to wszystko było zamknięte. Po miesiącu siedzenia bezczynnie w domu zatęskniliśmy za regularnymi spotkaniami w klubowej przestrzeni, a także słyszeliśmy zewsząd od zaprzyjaźnionych DJ-ów jak bardzo brakuje im obcowania z konsoletą, a także z możliwością dzielenia się nową muzyką, stąd też pomysł o wygospodarowaniu przestrzeni w klubie, ściągnięcia czarnych naklejek i wyeksponowaniu popularnej „Czarnej” przez szyby w centrum miasta. Na pewno też inspiracją było amsterdamskie Red Light Radio czy HOR w Berlinie, które prowadzone są przez naszych przyjaciół. Pomyśleliśmy, że jeśli takie metropolie jak Amsterdam czy Berlin mogą mieć swoje ‚muzyczne okienko na świat’ to czemu nie My? Nasze myślenie okazało się słuszne, bo dość szybko udało nam się wypracować stałych ‚widzów i słuchaczy”, a wieść o TBO dotarła nawet do stolicy Holandii, gdyż reportaż o naszym miejscu znalazł się w głównym wydaniu najpopularniejszego dziennika w Holandii – NRC jako polską odpowiedź na pandemiczne czasy w branży muzycznej.
Ilu DJ-ów przez te kilka miesięcy zagrało swe sety w waszej przestrzeni?
Nadajemy każdego dnia od początku bez ani jednego dnia przerwy. Miesięcznie występuje u nas ponad 100 artystów (początkujących, nowicjuszy, ale także uznanych artystów na międzynarodowej scenie). Do tej pory w okienku wystąpiło blisko 500 artystów, a ta liczba stale rośnie, co bardzo mnie cieszy. Liczę też, że gdy wróci możliwość organizacji wydarzeń z zagranicznymi artystami to także pojawią się zagraniczni artyści w naszym okienku nad czym sukcesywnie pracujemy.
Dzięki The Blue Oyster słuchaliśmy występów tak uznanych artystów jak chociażby VTSS czy Seb Skalski, ale dało się też zauważyć zupełnych debiutantów. Jak trwała rekrutacja do występów i czy przez te tygodnie wychwyciliście jakieś niezwykłe talenty, którym dacie szansę na występ na sali czarnej lub barowej po zakończeniu pandemii?
Za programowanie TBO odpowiadam ja, ale przy pomocy chłopaków. Część programu układam według autorskiego pomysłu i zapraszam artystów, którzy w mojej ocenie są bardzo ważnymi ogniwami na scenie, ale też spora część DJ’ów jest ‚z maila’ tzn. wysłali do nas swoje zgłoszenie na skrzynkę mailową bookings@theblueoyster.pl a my po weryfikacji, przesłuchaniu ich załączonych setów zapraszamy ich na występy. Miejsce powstało z myślą, że ma być dla każdego, egalitarne, a nie tak jak wszystkie inne miejsca na klubowej mapie Polski. Zależało nam na maksymalnej inkluzywności, różnorodności i jestem przekonany, że to się udało. Zachęcam każdego kto obcuje z muzyką i ma pojęcie na temat obsługi sprzetu, aby wysyłał do nas maile, gdyż odpowiadamy na każdy z nich. Jeśli chodzi o talenty to tak. Możemy się pochwalić, że dzięki występom u nas w okienku wielu z początkujących artystów dostało swoje pierwsze bookingi na zewnątrz, a także ich talent został zauważony. W kwestii występów dla najzdolniejszych to już się to dzieje: podczas naszego wydarzenia The Blue Oyster Night #1 w Plenerze zaprosiliśmy trzy niezwykle utalentowane dziewczyny: so:miya, Kuksu i Ceremonial do występu na naszym wydarzeniu, gdyż byliśmy wprost zachwyceni ich muzyczną selekcją. W najbliższy weekend w Kawiarni Luzztro odbędzie się także wydarzenie The Blue Oyster Inhouse, które ma być w zamyśle datami dla najciekawszych artystów, którzy wystąpili u nas w ostatnim miesiącu. Teraz damy szansę DJ Heavy Metal, Kasia Sobczyk oraz Sosia, której energia wprost mnie oczarowała. W kwestii odkryć to mogę powiedzieć, że mam kilka swoich perełek, którym na pewno bardzo chętnie pomogę w dalszej przygodzie z DJingiem, bo na to zasługują także charakterologicznie, a jeśli chodzi o takie pierwsze nazwiska, które przychodzą mi na myśl to właśnie: so:miya, kuksu, ceremonial, Johannes de Leysen, Vodec, nuarrrrrr, Sigoreva, a:wide, no, i na pewno mój projekt z Adamem Obrębskim – Iza Kisio Soundsystem, którego premierę w TBO będę pamiętał do końca życia (śmiech) pomimo wypitych 10 piw przed występem w roli MC.
Jedna z letnich imprez odbyła się gościnnie – poza siedzibą w Alejach Jerozolimskich – w Plenerze. To było bardzo specjalne party, inspirowane kulturą gejowską, z dekoracjami, tancerzami i ich ekscentrycznym performance’em. Jako PR-owcy klubu i promotorzy najwyraźniej nie boicie się kontrowersji i nie stronicie od ryzyka…
Tak, organizowaliśmy w tym roku jeden plener w nadwiślańskiej miejscówce o nazwie – nomen omen – PLENER. Tu nawet nie chodzi o kontrowersje czy ryzyko, a promocje nieskrępowanej i dzikiej zabawy. Seria wydarzeń powstała jako bezpieczna przestrzeń dla wszystkich, gdzie oddajemy się nieskrępowanej i dzikiej zabawie przy akompaniamencie nieoczywistej mieszanki dark disco, techno i house. Dołączając do nas chcemy, aby przeciwstawić się wszelkim podziałom, próbując – poprzez taneczną ekspresję – zwalczyć transfobię, homofobię, rasizm, seksizm i wszelkiego rodzaju agresję, która zbyt długo jest obecna w klubowej przestrzeni w naszym pięknym kraju nad Wisłą. Podróżujemy po świecie, mamy znajomych w Tel Awiwie, Berlinie czy Madrycie, którzy organizują największe serie queerowych wydarzeń i chcemy przeszczepić ten rodzaj ekspresji, zabawy na polski grunt.
Opowiedz kilka szczegółów jak wyglądała cała impreza, co było na niej szczególnego – zwłaszcza, że mamy przyjemność zaprezentować premierowy after-movie z tych występów – dla tych, którzy nie mieli okazji być z wami tego wieczoru.
Wydarzenie było cudowne, pełne barwnych osobowości i cudnych występów muzycznych od GUIDDO, Kovvalsky’ego, Mala Herba (live), Holiday 80 czy na koniec PIUR i Adam Obrębski, którzy zamknęli uroczystość. Bardzo się cieszę, że udało się zorganizować podobne wydarzenie w plenerowej przestrzeni w Warszawie, bo choć nasze miasto z roku na rok staje się co raz bardziej liberalne to jednak wiemy, że w nocy – szczególnie w nadwiślańskich lokalach – bywa różnie i nie do końca bezpiecznie. Tutaj zagrało wszystko – także ze strony włodarzy miejscówki, których pozdrawiamy.
Warto wspomnieć, że jako nieliczni uczciliście czerwiec jako Pride Month. Jakie jest twoje zdanie na temat powracającej tezy, że „muzyka techno nie powinna być polityczna”?
Tak, to obowiązek każdego promotora, aby nawet w sposób symboliczny dołączyć do Pride Month, aby okazać solidarność z dyskryminowanymi mniejszościami. To bardzo ważne, abyśmy mówili jednym głosem i nie dajmy sobie wmówić, ze za tym stoi jakakolwiek ideologia, a to są po prostu ludzie dla których nasze wsparcie – nawet w wymiarze symbolicznym – jest nieocenione. W temacie ‚muzyki techno, która nie powinna być polityczna’ zabierałem już wielokrotnie zdanie i ono jest ciągle niezmienne, że jeśli ktoś tak mówi to znaczy, że nie zna historii, nie zna kontekstu powstania naszej kultury klubowej, a clubbing sprowadza się dla niego jedynie do hedonistycznych wyskoków w weekend przy dużej ilości używek. Kultura klubowa bez idei to jak seks bez uczuć. Oczywiście, że może być i jest przyjemny, ale finalnie prowadzi donikąd i do zaspokojenia jedynie swoich egoistycznych, przyziemnych pobudek.
W Polsce imprezy powróciły w ograniczonym zakresie, ale wciąż panuje obawa odnośnie sytuacji jesienią. Jak to wygląda z twojej perspektywy?
Ciężko mi cokolwiek przewidzieć, bo prawo w naszym kraju zmienia się jak w kalejdoskopie, ale trzymamy kciuki za wszystkich w naszej branży, aby przetrwali ten trudny okres i żebyśmy wrócili wszyscy silniejsi, mądrzejsi o nowe doświadczenia, a także bardziej empatyczni, bo to bardzo mocno kulało ostatnimi czasy na naszym klubowym poletku.
Published October 27, 2020. Words by Artur Wojtczak.