Electronic Beats Poland

Inspiracji z Amsterdamu nigdy za wiele! – relacja z ADE 2023

Nie ma większego i bardziej prestiżowego wydarzenia w świecie muzyki elektronicznej, niż Amsterdam Dance Event. Odbywający się w holenderskiej stolicy festiwal łączy formułę konferencji z programem nocnym (a także dziennym), co roku ściągając do siebie - w tym roku rekordową! - publiczność. 5 dni, ponad 1000 wydarzeń w całym mieście, 500 tys. uczestników (!) i niezliczone godziny spędzone na tańcu, rozmowach o branży i radości z bycia jej profesjonalną częścią. Tym żył Amsterdam między 18 a 22 października 2023.

Tegoroczne ADE było już moją czwartą wizytą w Holandii – spokojna o orientację w samym Amsterdamie i znajomość specyfiki wydarzenia, mogłam dobrze się do niego przygotować.

Rekordową frekwencję zdecydowanie dało się odczuć i w samym mieście, i w klubach.

Nie na każdy panel dyskusyjny udało mi się wejść, lecz moje moje stopy dotknęły każdego parkietu, który wybrałam. Pogoda nie należała do najłaskawszych (Dutch finest, jak ją nazywam), w jeden wieczór odpuściłam zupełnie wyjścia – ale mimo wszystko z Amsterdamu wróciłam pełna inspiracji. Przeżyłam ten tydzień tak, jak chciałam  – a przede wszystkim z nową muzyki do sprawdzenia i z kolejnymi spełnionymi marzeniami.

Czymkolwiek się zajmuję, za priorytet stawiam zawsze jakość, a nie ilość. Moja ciekawość i dziennikarska ambicja czasem podgryzają mi pięty, ale w przypadku ADE trzeba brać pod uwagę i bogaty wybór eventów, i regenerację po nich. I nie mówię o tym w kontekście wielkiego imprezowania (choć różne są cele odwiedzających Amsterdam festiwalowiczów), a raczej tego, co niesie ze sobą ADE pod względem dostępu do wiedzy.

A tej było sporo – gdy przeglądałam program części konferencyjnej, pragnęłam być dosłownie wszędzie, a lista moich “must be” zdawała się nie mieć końca.

Wciąż uważam, że w Polsce stosunkowo mało dyskutuje się na temat branży i muzyki elektronicznej w szerszych kontekstach, niż brak pieniędzy i bezpieczeństwa w klubach – stąd też moja ogromna potrzeba obserwacji i inspiracji tego, co dzieje się zagranicą.

Nie uważam, by rodzima scena musiała za wszelką cenę dążyć do swoich zachodnioeuropejskich odpowiedniczek… natomiast sama złapałam się na tym, że porównywałam, oceniałam, bardziej krytycznym okiem patrzyłam na polską sferę klubową. Z drugiej jednak strony: czy wszystko musi być takie samo, bo zobaczyliśmy coś za granicą, i to jedyny obowiązujący trend? Pod względem nagłośnienia, scenografii, line-up’ów i pomysłów na imprezy niczym nie odstajemy od naszych sąsiadów. I choć organizacja dużych, niezwykle popularnych za granicą imprez z elektroniką w Polsce nie zawsze odnosi planowany sukces, naszą siłą są mniejsze, lokalne kolektywy – i to bardzo łączy nas z tym, co wartościowego dzieje się w branży, w Europie i na świecie.

Szybko wyłączyłam więc krytyczny głos w głowie i skupiłam się na czerpaniu wiedzy od praktyków. Przed wyjazdem zadałam sobie dwa pytania: “Czego potrzebuję od tegorocznego ADE jako dziennikarka i promotorka? A czego jako klubowiczka?”. I po raz kolejny intuicja poprowadziła mnie w bardzo dobrych kierunkach – moja ciekawość, otwartość na różnorodne gatunki muzyki elektronicznej i pasja, którą się kierują, nie zawiodły. A odpowiadając na drugie pytanie… Wyśpię się przecież po powrocie!

Na ADE po wiedzę…

Mówiąc o biznesowej części ADE, od samego początku jestem zachwycona możliwościami, jakie daje Pro Pass. Dzięki niemu jako media mogłam nie tylko uczestniczyć w warsztatach, panelach dyskusyjnych i debatach, ale i wejść do każdego klubu, o ile nie osiągnął maksymalnego wypełnienia. Głównie poruszałam się między trzema konferencyjnymi lokacjami – znanym mi już z ubiegłego roku De Brakke Grond –  i absolutnie zachwycającymi Felix Meritis i The Andaz. W tak eleganckich miejscach autentycznie czułam, że biorę udział w czymś naprawdę wyjątkowym. Nie zrozumcie mnie niewłaściwie: od profesjonalistów w dziedzinie muzyki elektronicznej nie wymagano dress code’u, ale zadbano o to, by każdy z nich miał możliwości networkingu i spotkań biznesowych w naprawdę szykownych przestrzeniach. W tych miejscach najczęściej bywałam na panelach dyskusyjnych – m.in. o przyszłości festiwali, zdrowiu psychicznym, procesach kreatywnych, roli programów mentoringowych czy o tym, jak frustrację przekuć w coś pozytywnego.

Dużo inspiracji płynęło zarówno ze strony przedstawicieli największych organizacji, festiwali i artystów, jak i mniejszych inicjatyw, skupionych m.in. na społecznościach queer’owych lub ekologii. W dzisiejszej kulturze klubowej znajdziemy bowiem nie tylko barwne ptaki show-businessu, za którymi idą duże pieniądze. Sporo w niej także lokalnych działaczy i aktywistów – poprzez muzykę elektroniczną nie tylko wyrażają siebie, ale i czynią nasz świat nieco lepszym miejscem! Gdybym mogła wybrać trzy najważniejsze i najbardziej dające mi do myślenia panele, z pewnością byłyby to The Power of Personal Branding in Artist Representation, Music Agent 101 oraz Inside Cercle. Dzięki nim zajrzałam do codziennej pracy, spojrzenia na świat, relacji biznesowych czy ścieżkę kariery osób, które mają odwagę sięgać najwyżej i nie boją się lekko nagiąć zasad, ale wciąż pozostają w zgodzie ze sobą i odnoszą sukces.

Bardzo żałuję, że nie udało mi się dotrzeć na panele zorganizowane w ramach ADE Green, czyli tych poświęconych trosce o środowisko, ale priorytetem zdecydowanie było spełnienie moich zawodowych marzeń.

Nie ma słów, które opisałyby radość i wdzięczność z uczestnictwa w warsztacie dziennikarstwa muzycznego z Whitney Wei, redaktorką naczelną Resident Advisor, oraz wywiadu z DVS1, którego chciałam poznać już od dawna. W moim życiu – zarówno osobistym, jak i zawodowym – bardzo ważną rolę pełni inspiracja, którą staram się otaczać każdego dnia. Nie zapominam też o pasji i ciekawości, dzięki którym po raz pierwszy przestąpiłam próg klubu z elektroniką, a podczas tych spotkań czułam, że historia zatoczyła dla mnie piękne koło.

Choć w branży i kulturze klubowej poruszam się od niemal dekady, wciąż myślę, że mało słyszałam, widziałam, poznałam. Są gatunki, wydarzenia lub artyści, którzy leżą poza kręgiem moich głównych zainteresowań muzycznych, i raczej się to nie zmieni – nie mam jednak nic przeciwko wejściu do tego świata i spojrzenia na niego swoim okiem. Ta myśl towarzyszyła mi podczas zwiedzania wystawy poświęconej Tomorrowland, największemu i najbardziej znanemu festiwalowi z muzyką elektroniczną. Można nie być fanem EDM czy bardziej komercyjnych brzmień klubowych – ale nie można zaprzeczyć, że jest to impreza, która podbiła cały świat, dyktuje trendy i nowe gwiazdy w branży. Niewielka, zaledwie jednopiętrowa wystawa zlokalizowana w De Rode Hoed prezentuje tylko kawałek 20-letniej historii belgijskiego festiwalu, przez co jej zwiedzanie nie zajęło mi zbyt długo. Na najbliższy planowany festiwal zapewne nie założę pióropusza i bikini, ale ciekawie było poznać stojącą za Tomorrowland historię, zrozumieć jego fenomen.

… i po clubbing!

Za każdym razem, gdy wędruję uliczkami Amsterdamu, rozglądam się na wszystkie strony. Nie tylko ze względu na słynny “ruch rowerowy” holenderskiej stolicy – atmosfera, estetyka i przytulność miasta sprawiają, że zawsze czuję się w nim jak w domu, a ze sobą chcę zabrać jak najwięcej obrazów, dźwięków, zapachów, miejsc i inspiracji. Tym razem nie było inaczej: należę do osób, które niemal na każdym rogu ulicy znajdą ciekawe graffiti, vlepkę czy plakat zapowiadający imprezy, ale wiele dowiedziałam się też od lokalsów, pytając ich o opinie i rekomendacje wydarzeń.

Co jak co, ale Holendrzy mają nie tylko ogromny wybór festiwali, eventów i promotorów – ale wiedzą też, czego unikać, gdzie wraz z dużymi pieniędzmi znacznie zmieniła się atmosfera wśród klubowiczów, a którym z imprez warto dać szansę.

 

Czy nocą, czy za dnia, podczas ADE nikt się nie nudzi. Miasto żyje, oddycha i celebruje club life jako pełnoprawną kulturę, dzieli się z festiwalowiczami radością płynącą z dźwięków, klubowej atmosfery oraz wspólnie z nimi przeżywa muzykę elektroniczną.

Program festiwalu dosłownie pęka w szwach od bogactwa eventów i moim problemem było nie to, że nie mam w czym wybrać – tylko to, że jednej nocy stopy mogły tańczyć tylko na jednym parkiecie… Ale za to w ciągu dnia działo się tyle, że potrzeba odkrywania nowej muzyki zdecydowanie została spełniona. Przemieszczając się po Amsterdamie z miejsca na miejsce, po drodze zauważałam wiele lokali, z których docierała do mnie ciekawa muzyka. Nie w każde z nich wróciłam, przyznaję, ale to jednocześnie dobry powód, by znów wybrać się do holenderskiej stolicy. A poza tym, jest jeszcze jeden fakt o ADE, o którym trzeba pamiętać: wiele z wydarzeń to secret events, których nie ma ujętych w oficjalnym programie festiwalu. Dlatego też zawsze powtarzam, że w Amsterdamie warto mieć otwarte oczy, uszy i intuicję, bo tyle muzyki czeka na odkrycie. Nie dotarłam tylko na jeden event, o którym marzyłam od dawna – Pleinvrees presents: Anjunadeep, ale wierzę, że moje drogi z brytyjską wytwórnią jeszcze kiedyś się skrzyżują.

Jakie klubowe wydarzenia odwiedziłam podczas tegorocznej edycji ADE? Pierwszy wieczór w Amsterdamie postanowiłam spędzić z przyjaciółmi, bez wyjścia do miasta – ale już w czwartkowy wieczór moje nogi biegły ile sił w kierunku Paradiso. Na występ Overmono czekałam od wielu miesięcy, a w dodatku w formule live absolutnie skradli moje serce. Co tu dużo gadać, ich debiutancki album “Good Lies” jest piekielnie dobry, szturmem podbił nie tylko listy przebojów, ale i klubowe parkiety, a w połączeniu z niesamowitą energią i wizualizacjami, odkryłam go na nowo.

Po raz pierwszy usłyszałam też najświeższy singiel walijskiego duetu, “Blow Out”, i bezsprzecznie jest on dla mnie najważniejszym utworem tegorocznego ADE! Po koncercie udałam się na drugi, o wiele mniejszy parkiet Paradiso, na którym grali Machinedrum i Holly – i choć jestem otwarta na basowe brzmienia, ten b2b nie trafił w mój gust. O ile na parkiecie nie brakowało energii, czułam się na nim bardzo swobodnie, a wizuale również zrobiły robotę, egzaminu nie zdał najważniejszy z elementów – czyli muzyka. W tym secie były momenty poprawne, dobre i takie, przy których kompletnie wypadało się z rytmu; mam też zastrzeżenia co do selekcji utworów i przejść, które przywoływały na myśl instagramową rolkę “DJ’s will put anything before the drop”…

 

Spodziewałam się, że w Paradiso zostanę o wiele dłużej, ale nic nie zniechęca mnie tak, jak brak dobrze przygotowanej muzyki. Nie zastanawiając się zbyt długo, ruszyłam w stronę jednego z moich ulubionych miejsc w Amsterdamie, klubu Radion – i showcase wytwórni 47 oraz kolektywu Vault Sessions odrobił wszystko z nawiązką. Tommy Four Seven, Quelza, Yanamaste: na tych setach bawiłam się doskonale nie tylko dzięki dobrej znajomości stylu tych artystów, ale przede wszystkim dzięki atmosferze wśród klubowiczów. Co takiego ma w sobie Vault Sessions, że zawsze ściąga do siebie tak otwartych, pełnych dobrej energii ludzi? O tym miałam jeszcze okazję przekonać się raz jeszcze, podczas sobotniego eventu, który amsterdamski kolektyw przygotował wspólnie z KEY Vinyl, czyli wytwórnią Freddy’ego K.

Trance bez obciachu i… gdzie znaleźć klucz do mojego (elektronicznego) serca?

Ale po kolei! Nadejście piątkowej nocy oznaczało dla mnie podróż do De Bajes, czyli klubu położonego dość daleko od miejsca, w którym się zatrzymałam – ale nic nie mogło mnie powstrzymać od tańczenia do setów KI/KI. Mówi się o niej jako o wschodzącej gwieździe sceny elektronicznej, ale tej dj’ce daleko od sztampowości tego określenia. Holenderka ma swój styl, bardzo dobrze orientuje się w tym, które brzmienie jest ponadczasowe, a które to tylko tymczasowa moda. Poznałam ją dzięki świetnemu występowi na ubiegłorocznym Boiler Room Festival Amsterdam, przekonałam się o jej ręce (uchu?) do selekcji podczas występu w De Bajes, ale czy spodziewałam się, że wśród jej zaproszonych gości pojawią się m.in. Mama Snake i… Armin van Buuren? Jak na jedną halę wypełnionymi fanami brzmień trance (i starych, i tych nowoczesnych), to byłam zaskoczona, że po tych występach wciąż stała na swoich fundamentach, bo ilość energii była nieziemska!

Odespałam szaleństwa poprzedniej nocy, dałam stopom odpocząć i ruszyłam na powitanie sobotniego popołudnia do Felix Meritis.

Po ostatnim interesującym mnie panelu dyskusyjnym, “The Future of Festivals”, postanowiłam zajrzeć do Concertzaal – i po raz kolejny intuicja poprowadziła mnie nie tylko tam, gdzie znajomi, ale i do doskonałej muzyki. Do swojego live’a szykowali się właśnie Colin Benders, czyli jeden z mistrzów w dziedzinie modularowej gry, i Lady Starlight – performerka, która zachwyciła mnie swoją energią “za maszynami”. Ten występ bez wątpienia był moim numerem 1. jeśli chodzi o tegoroczną edycję ADE; choć w sali nie było przewidzianego miejsca na parkiet, wraz z przyjaciółmi wytańczyłam swoje. Po raz kolejny potwierdziła się też teoria, że najlepsze dzieje się wtedy, gdy zupełnie się tego nie spodziewasz!

Nie spodziewałam się też, że ponownie moje drogi zetkną się z kolektywem De Missie, i to w moim ulubionym miejscu łączącym modę, muzykę i sztukę: Gast Art w okolicy Nieuwe Kerk. Tym razem nie było jednak czasu (ani przestrzeni!) na strojenie się, bo miejsce zapełnione było roztańczonymi gośćmi – i nic w tym dziwnego, bowiem na evencie swoje sety zagrali m.in. Future.666, DJ Hyperdrive czy Narciss.

Maleńki butik bujał się z nogi na nogę aż do 23, i gdyby nie lejący się z nieba strumień deszczu, zapewne zostałabym dłużej! Atmosferę Gast Art zabrałam ze sobą dalej (bowiem czekało na mnie drugie, wyżej wspomniane, Vault Sessions) – serdecznie polecam wam nie tylko zakupy w tym art hub’ie, ale i zapoznanie się z pochodzącym z Eindhoven kolektywem De Missie. To, jak czułam się podczas ich eventu, jest nie do podrobienia i obiecałam sobie nieść tę energię na każdy parkiet, na którym stanę!

Do Radiona dotarłam bez przeszkód, od pierwszej chwili poczułam jego luźną, pełną pozytywnie nastawionych klubowiczów aurę i ruszyłam w tańce. Tej nocy w klubie byłam zupełnie sama, jako że znajomi na ten wieczór wybrali inne miejsce, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało – jako samotna raver’ka mogę w pełni skupić się na chłonięciu muzyki, wyłapywaniu nowych utworów czy interesujących artystów.

Pisałam o tym już rok temu, powtórzę to i teraz: pod względem wyjścia solo na imprezy w Amsterdamie zawsze się odnajduję, nigdy nie przydarzyło mi się coś, co budziłoby mój niepokój, a wśród Holendrów czuję się po prostu bezpiecznie – nawet jako kobieta.

Świadomość, że za granicą bardzo sprawnie funkcjonują Awareness Teams (a w Polsce, niestety, różnie z tym bywa) sprawia, że nawet mimo nieprzyjemnych incydentów można szybko wyprosić osobę nieprzestrzegającą zasad kultury klubowej.

Jeśli zaś o samej muzyce mowa, to… K is the KEY (to my heart) – było to moje drugie spotkanie z Freddy’m K i nie zawiodłam się. Jego selekcja czerpie pełnymi garściami z 90s’owego brzmienia i jest to ten okres w muzyce elektronicznej, do którego mam największy sentyment. Po raz kolejny opuściłam Radion zmęczona, ale usatysfakcjonowana – każda chwila na parkiecie była tego warta!

Ostatnim wydarzeniem, na który postanowiłam się wybrać, była niedzielna CODA – czyli wspólna impreza Ratherlost, Pax Romana i klubu Lofi. Pod względem atmosfery i skali LGBT-friendly, zdecydowania był to najbardziej wyzwolony z eventów, na jakim byłam do tej pory: coś, czego nie miałam okazji jeszcze doświadczyć w Polsce, i wątpię, czy kiedykolwiek doświadczę.

Przełamywanie tabu, swobodna atmosfera i wolność ekspresji – owszem, lecz mimo wszystko między uczestnikami panowało poszanowanie zasad kultury klubowej.

Mocno wierzę w to, że nad wszystkim rządzi miłość (i jej różne formy), ale dla mnie najbardziej komfortowym miejscem podczas CODA był zdecydowanie parkiet – miałam okazję usłyszeć DVS1 w akcji, w formule b2b z Dashą Rush, i było na co czekać! Hipnotyczne, nie za szybkie, ale za to pełne dobrej selekcji sety od razu przykuwają (i zatrzymują) moją uwagę; nie inaczej było w przypadku GiGi FM oraz Sandrien, czyli reprezentantek świeżego, bardzo dobrego brzmienia spod znaku techno, acidu, breakbeatu i wielu gatunków pomiędzy. A DJ Nobu to klasa sama w sobie, już po raz 3. miałam okazję słyszeć go w Amsterdamie i bardzo cieszy mnie to, że czas mija, a jego selekcja i podejście do muzyki wciąż są wyznacznikiem trendów!

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube’s privacy policy.
Learn more

Load video

ADE 2024 – widzimy się za rok? Widzimy!

Kolejny raz staję przed bardzo trudnym zadaniem podsumowania ADE – festiwalu, na którym z jednej strony jestem zafascynowana wiedzą, inspiracjami, które otrzymuję, oraz szukaniem swojego własnego miejsca w Amsterdamie. Z drugiej – bawię się, cieszę każdą chwilą, tańczę i zostawiam swoje problemy przed klubem, a na obolałe od tańca nogi… zakładam wygodniejsze buty.

Jestem bardzo szczęśliwa, że ponownie pojawiłam się na ADE, odkryłam wiele nowych miejsc, wykonawców i punktów w mieście, a jednocześnie spełniłam swoje marzenia. Muzyka elektroniczna sprawia, że życie nabiera energii, oczy blasku, a rozwój w branży realizuję krok po kroku, w swoim rytmie. Od tegorocznego ADE dostałam bowiem wszystko, o co poprosiłam. Dziękuję i życzę każdemu, by przeżył tak wspaniały wyjazd, jak mój!

Published November 20, 2023. Words by Agata Omelańska, photos by Enrique Meesters, Jesper Ten, Linde Dorenbos, Stephen VBF & Tom Doms.