DVS1: “Muzyka nie powinna być rywalizacją” #wywiad
Gdy mowa o jego “znaku jakości” w świecie muzyki elektronicznej, wystarczy wymienić tylko kilka cech, by rozpoznać ich właściciela. Kolejność cech może się różnić, lecz to, co najważniejsze, pozostaje niezmienne: DVS1 stworzył swoje charakterystyczne, głębokie brzmienie z bogatej palety rytmów, przestrzennych dźwięków, płynnych perkusji i intrygujących aranżacji.
Jego najnowsza EP-ka – wydana w połowie października “HUSH 06” – nie jest tu wyjątkiem, i z pewnością usłyszycie na niej wszystko to, o czym wspominamy wyżej. Jest jednak jeszcze coś, co musicie o nim wiedzieć – sposób, w jaki opowiada o kulturze muzyki elektronicznej, roli społeczności zgromadzonej wokół klubów oraz potrzebie bycia ciekawym życia sprawia, że chce się go słuchać godzinami.
Tę niezwykłą możliwość miała Agata Omelańska podczas tegorocznego Amsterdam Dance Event. Rozmawiali nie tylko o najnowszym wydawnictwie DVS1, ale również o inspiracjach płynących z życiowych zmian i podejściu do nowych odbiorców muzyki elektronicznej w czasach jej boomu w social mediach. A przede wszystkim: dlaczego tak istotne jest to, by wyjść ze swojego centralno-europejskiego myślenia o tym, co jest ważne w kulturze klubowej… i z jakiego powodu telefony i światła na parkiecie nie powinny być w nich obecne.
Agata Omelańska: Zacznijmy od najbardziej aktualnego tematu w Twoim życiu, czyli najnowszej EP-ki, “HUSH 06”. Od Twojego ostatniego wydawnictwa jako DVS1 minęły 3 lata, ale jako że w tym samym czasie byłeś zaangażowany w wiele innych projektów, jestem bardzo ciekawa, jaka historia stoi za najnowszym materiałem. Co ta EP-ka znaczy dla Ciebie?
DVS1: Prawdopodobnie mógłbym udzielić na to kilku głębokich, pełnych emocji odpowiedzi, lecz prawda jest taka, że Aslice – projekt, nad którym obecnie pracuję – wypełnia mi cały czas. “HUSH 06” było dla mnie przypomnieniem – zarówno od siebie, jak i od ludzi wokół – że ja sam również jestem artystą, a nie tylko muzycznym przedsiębiorcą, zajmującym się Aslice. To także wskazówki, by powrócił Zak-artysta; bym dał sobie trochę czasu na skończenie utworów i ich wydanie oraz przypomniał sobie, dlaczego tu jestem. Moją misją jest zarówno “naprawianie rzeczy”, jak i twórcza ekspresja.
Za tą EP-ką nie stoi żadna wielka, malownicza historia. To po prostu przypomnienie sobie, że – w pierwszej kolejności – jestem artystą.
Absolutnie się z Tobą zgadzam. Każdy artysta sam potrzebuje być zainspirowany.
Dokładnie tak. Wiesz, co mam na myśli: gdy w przeszłości wydawałem moje albumy w Axis, nawet ze 3 lata temu, otrzymywałem od moich fanów wiadomości w stylu: “Och, ale czy nie obawiasz się, że to, co tworzysz, nie jest tym, co jest obecnie modne?”
Prawdę mówiąc, mógłbym o wiele mniej się przejmować tym, co jest modne.
To mój głos, moja percepcja, wyobrażenie i tworzenie muzyki – więc nie jest dla mnie aż tak istotne, co dzieje się naokoło. To jest moment, który czułem i który czuję w chwili obecnej, oraz jego odpowiednia ekspresja.
Zgadzam się z Tobą w zupełności! Kreatywni ludzi – tacy jak artyści – noszą w sobie płomień, którym ogrzewają innych. Czują go zarówno fani, klubowicze, inni muzycy, a nawet cała społeczność – jednak też potrzebują tego ognia, by tworzyć i dalej inspirować innych.
Dokładnie tak. Przez to, że nie pracowałem w studiu przez 3 lata i nie grałem moich nowych utworów, nikt ich nie znał. Zanim ujrzały światło dzienne, miałem szansę je ponownie zagrać i wykończyć; znaleźć w nich rzeczy, które mi się podobały oraz takie, które nie przypadły mi do gustu. Dzięki temu dotarłem do punktu, w którym byłem gotowy je wydać – więc cały ten proces był po prostu przyjemny.
Jeśli już o procesie mowa: w jaki sposób pracujesz? Czy podczas tworzenia muzyki czujesz pewnego rodzaju stres, gdy w pewnym momencie nagrywania zauważasz, że niektóre elementy nie podążają za twoją wizją?
W przeszłości, gdy byłem skupiony głównie na byciu kreatywnym, zwyczajnie łapałem momenty. Kiedy czułem “to coś” w chwili, gdy produkowałem, zostawałem z tym przez kilka godzin, wracałem do tego za kilka dni i sprawdzałem: czy po jakimś czasie wciąż podoba mi się moment, który uchwyciłem? Czasami tak bardzo gubisz w idei – a może była ważna tylko w momencie, w którym się pojawiła? – że później dociera do Ciebie, że to, co stworzyłaś, jednak nie reprezentuje tego “większego pomysłu”, ale za to dobrze się bawiłaś podczas tworzenia.
Z drugiej strony: nie zawsze tworzysz po to, by dzielić się tym z innymi lub po to, by wydawać. Czasem chodzi o moment ekspresji lub “prywatnego wydawnictwa” dla siebie samego, gdy tworzysz – a mną nigdy nie kierował cel tworzenia muzyki przeznaczonej tylko do wydawania.
Ale kiedy byłem już gotowy, by wydać “HUSH 06” – lub potrzebowałem konkretnej muzyki, którą chciałem na niej umieścić – wróciłem do swoich niemal już skończonych nagrań. Przesłuchałem je i pomyślałem: “OK, ten właśnie utwór reprezentuje to, co aktualnie czuję”. Nawet, jeśli został napisany rok, 6 miesięcy lub 3 lata wcześniej, a teraz dodałem do niego trochę swoich aktualnych uczuć lub wykończenia. Nie mówię, że jestem perfekcjonistą, lecz chcę mieć pewność, że to, czemu poświęcam swoją uwagę, dobrze reprezentuje to, kim jestem.
Wspaniałe słowa i wizja, pod którą podpisuję się w 100% – zarówno jako dziennikarka, raver’ka, pasjonatka kultury klubowej czy tancerka. Często tak bardzo koncentrujemy się na technice i wizji tego, co robimy, że odbiera to nam całą kreatywną radość. Mówi się, że każdy może osiągnąć perfekcję, jeśli odpowiednio trenuje – ale wciąż pozostaje dusza, która wymaga poruszenia od wewnątrz.
Dokładnie tak! Trafia do mnie wiele demo od młodych producentów, którzy wysyłają mi swój materiał z niemal tą samą wiadomością: “Och, bardzo przepraszam za to, że nie jest zmasterowany, niedokończony, to tylko szkic lub idea” – i to jest absolutnie w porządku.
Jeśli słyszę w czymś magię, bez względu na to, czy we własnej twórczości, czy cudzej, i czuję ten płomień, potencjał – techniczne aspekty przychodzą później.
Jeśli dany utwór ma w sobie duszę i magię, później możesz nadrobić technikę i np. zmienić nieco aranżacje. Nawet jako autor i kompozytor, w niektóre dni mogę z łatwością wyrazić swoje idee, a w inne – w kółko do nich wracam, próbując nadać im kształt, ale nigdy nie osiągam tego, na czym mi zależy.
Jako dziennikarka i pisarka prawdopodobnie też tego doświadczasz – czasem siadasz i po prostu płyniesz, kiedy indziej wracasz do tej samej rzeczy po kilka razy i męczysz się, zanim cokolwiek dopasuje się do twojej idei. Odpowiadając więc na twoje pytanie: staram się uchwycić każdy moment, który mogę, a następnie sprawdzam, czy pasuje do reszty.
… i jeśli po jakimś czasie wciąż czujesz, że działa, to znaczy, że tak! A co w przypadku przerw od muzyki i występów i poświęceniu uwagi sobie samemu – z różnych powodów – i stopniowego powrotu do swojego naturalnego rytmu pracy?
Myślę, że robienie przerw jest bardzo zdrowe – i chciałbym powiedzieć, że przez ostatnie 3 lata je zrobiłem – ale ze względu na Aslice nie miałem jednej, pełnej, konkretnej przerwy. Podczas pandemii wiele osób zrobiło sobie pewnego rodzaju przerwę, ale nie z wyboru. Ja podjąłem decyzję o tym, by rzucić się w wir pracy, być zajętym i mieć swoją obsesję z tworzeniem rozwiązań. W momencie, w którym wszystko wróciło do “nowej normalności”, nagle byłem zajęty nie tylko tematami Aslice – czyli tworzeniem i prowadzeniem projektu – ale i wróciłem do trybu każdego jednego weekendu spędzanego w trasie.
Czekam na taki czas w przyszłości, w którym wreszcie będę mógł ponownie zrobić sobie przerwę, bo – jak z każdą inną rzeczą w życiu – potrzebujesz się od niej nieco zdystansować, by ponownie ją docenić. Robienie tego samego tydzień po tygodniu, dzień po dniu – zdecydowanie dobrze jest zrobić krok w tył, by naładować swoje mentalne, fizyczne i kreatywne baterie. S następnie ponownie się w to zanurzyć, ze świeżym spojrzeniem – ale i słuchem! – energią i wszystkim innym.
Aktualnie osiągam, prawdopodobnie, swój limit pomiędzy zarządzaniem Aslice, trasą i próbami znalezienia czasu na bycie kreatywnym. Ale mam nadzieję odzyskać swój czas na tworzenie, cieszyć się swoim momentem odświeżenia i robić więcej przerw.
Poza muzyką, co przynosi Ci odpoczynek i sprawia, że łapiesz dystans? Co pomaga Ci w zachowaniu balansu, cieszeniu się życiem i relaksie po czasie intensywnej pracy?
To bardzo dobre pytanie i naprawdę chciałbym mieć na nie prostą odpowiedź. 7-8 miesięcy temu zmieniłem miejsce zamieszkania – wyprowadziłem się z dużego miasta i podjąłem decyzję o wyprowadzce w region, który jest położony blisko morza.
Nigdy nie mieszkałem przy oceanie, a bliskość wody zmieniła moją perspektywę posiadania nawet 5 minut przerwy. W powietrzu czuję zapach słonej wody, oddycham tym powietrzem, mogę przebywać w słońcu.
Dorastałem w warunkach ciężkich zim; mieszkałem w Nowym Jorku, Berlinie, Minneapolis i wielu innych miejscach – a teraz mam szansę, by być bliżej natury, naładować swoje baterie w jej otoczeniu. Przed 46-47 rokiem życia nie zdawałem sobie sprawy, że tego potrzebowałem, zanim wylądowałem tu, gdzie jestem dziś – i teraz dociera do mnie, jak bardzo tego potrzebowałem. Myślę więc, że tym, co stanie się moim momentem odpoczynku – moim zen – będzie eksplorowanie natury, gdy będę mieć na to więcej czasu.
Och tak, absolutnie się z Tobą zgadzam – i życzę Ci tego całym sercem, jako że natura jest najwspanialszym towarzyszem, uzdrowicielem i źródłem siły. Wybierz się do lasu, posłuchaj, o czym szepczą fale oceanu, obserwuj poruszane przez wiatr drzewa…
Dokładnie tak! Gdybym został tam, gdzie byłem, w Berlinie, prawdopodobnie przytłoczyłaby mnie ilość obowiązków, które na siebie wziąłem. Ale dzięki mojemu nowemu miejscu i otoczeniu przyrody czuję się o wiele lepiej. Wszystko dzieje się po coś; jest jakiś powód, dla którego znalazłem się tu, gdzie jestem, i bardzo się z tego cieszę.
Bardzo mnie cieszą Twoje słowa i życzę Ci mnóstwo szczęścia w nowym miejscu! Podzielam również Twoje doświadczenie ze zmiany miejsca zamieszkania – co prawda w moim przypadku były to przeprowadzki z Poznania do Wrocławia, a z Wrocławia do Warszawy, więc ciągle przebywałam w dużych miastach. Niemniej jednak uważam, że nawet jeśli mieszkasz w metropoliach, możesz znaleźć swoje „święte miejsce”. Jeśli obierzesz sobie za cel jego znalezienie, a wewnętrzny spokój staje się priorytetem, prędzej czy później do niego trafisz.
Przez całe swoje życie mieszkałem w miastach, i myślałem, że potrzebuję ich, by pozostać ciekawym i zmotywowanym lub że mają na mnie największy wpływ. Ale z drugiej strony, wraz z wiekiem zdałem sobie sprawę i nauczyłem się wiele o relacjach. Dziś, w tak zdrowym związku, w jakiej jestem, mogę udać się wszędzie i czuć się jak w domu, ponieważ mam obok siebie właściwą osobę. Więc nie było to dla mnie bardzo trudną decyzją, by spróbować czegoś nowego. Nie byłem w tym sam, mając wsparcie od drugiego człowieka, co sprawiło, że ta zmiana była o wiele łatwiejsza.
Żyłem sam, byłem żonaty, przeprowadziłem się, doświadczyłem tego wszystkiego i myślę, że teraz – poza tym, że jestem nieco przytłoczony ilością pracy i innymi rzeczami – jestem w najzdrowszym miejscu, w jakim kiedykolwiek byłem.
To, co mówisz, jest tak ważne! Osoba, z którą dzielisz swoje codzienne życie, jest jego niezwykle ważną częścią. Z jakim przystajesz, takim się stajesz – ale człowiek, którego wybierasz na swojego partnera, jest istotnym elementem życia i może dosłownie zmienić Twoje życie!
Absolutnie! Gdziekolwiek jesteś; w społeczności, którą postanowisz wybrać jako swoje najbliższe otoczenie –
a ja mam ogromne szczęście, że znajduję się między wspaniałymi ludźmi, z którymi pracuję oraz z osobą, z którą żyję na co dzień – wszystkie te szczegóły pomagają mi być na poziomie wysokiego osobistego spokoju, na którym jestem dziś.
By loading the content from Soundcloud, you agree to Soundcloud’s privacy policy.
Learn more
Wspaniale to słyszeć i mocno trzymam za Ciebie kciuki! Okay, wróćmy na moment do klubowego życia i inspiracji – jako osoba mocno związana ze społecznością muzyki elektronicznej, jak postrzegasz ogromną popularność, jaką techno zdobyło dzięki social mediom? Jak zmieniła się percepcja muzyki, kultury oraz jej zasad w dobie lajków, tagów i pieniędzy? I w jaki sposób przeszliśmy drogę od „prawdziwego undergroundu” do ery „TikTokowych rave’ów”?
Mam szczęście, ponieważ swój „pełnoetatowy” sukces odniosłem w czasach, w których social media nie były aż tak istotne. Miałem szczęście – i odpowiem tak, jak w każdym wywiadzie, którego udzielałem, gdy byłem pytany o swoje odczucia związane z mediami społecznościowymi. Niezbyt mnie one obchodzą, nie przywiązuję do nich tak wielkiej wagi i mówię o tym naprawdę głośno. Nie będę robić milion zdjęć, nie będę tracić na to wszystko czasu. Dzięki temu nie stworzyłem wobec siebie jakiegokolwiek oczekiwania ze strony ludzi.
Ktoś, kto dziś pragnie osiągnąć sukces w branży muzycznej, ma przy sobą zdecydowanie inną drogę, w inny sposób rywalizuje w tym wyścigu. Powtórzę to, co powiedziałem podczas wczorajszego wywiadu RA Exchange: muzyka nie powinna być konkurencją. Social media sprawiają, że nasza muzyka staje się wyścigiem lajków, zdjęć, marketingu, fake’owych obserwatorów – w jaki sposób możemy naprawdę rozwijać się jako artyści, jeśli 50% naszego czasu poświęcamy na zastanawianie się, jak się prezentujemy w social media? Co mówimy, co lubimy, z kim się przyjaźnimy i z kim się pokazujemy?
Prawdę mówiąc, wszystko to nie ma najmniejszego styku z muzyką – a gdy widzę wszystkich tych artystów, którzy opowiadają o swoich strojach, myślę, że powinni jednak inwestować swoje pieniądze w muzykę, a nie w ubrania. To muzyka jest istotniejsza. Tak, uważam to za frustrujące i czasami media społecznościowe mnie denerwują – i gdy na nie patrzę, frustruje mnie właśnie stan naszej sceny i całej branży.
Czyż nie jest to odbiciem całego społeczeństwa, w którym żyjemy? Sama sporo o tym ostatnio myślę, nie tylko w kontekście muzyki – nowe trendy, nowe twarze czy supergwiazdy wypływają dzięki social mediom i ustanawiają nowe reguły gry.
Tak, masz rację!
Telefony, aparaty, a nawet nasz dostęp do mediów społecznościowych – to nie zniknie, nie przeminie. Ale mam przeczucie, że wciąż jesteśmy we wczesnym stadium tego, co dzieje się, gdy dajesz ludziom wszystko i obserwujesz, co z tym zrobią.
I mam nadzieję, że pokolenia, które przyjdą po nas, być może wypracują jakąś etykietę, jak używać social media; jak być w klubie bez robienia zdjęć i jak się z tym obchodzić. Ponieważ pierwsze pokolenie, które otrzymało telefony, które mają już w sobie wszystko, nie wie, jak ich używać. Nie zna zasad; nie wie, co jest właściwe, a co nie. I dlatego też zawsze mówię, że to nie jest tak, że moje pokolenie było lepsze. Gdybyś dała takie telefony osobom z mojego pokolenia – dwudziestolatkom lat 90. – pewnie zachowywalibyśmy się tak samo. My jednak mamy to szczęście, że nie mieliśmy ich na wyciągnięcie ręki; były dla nas wyborem.
Tak, jak wspomniałem… Tę technologię mamy w naszych rękach zaledwie od 20 lat, więc mam nadzieję, że przyszłe pokolenia dodadzą do niej więcej etykiety, jak zachować autentyczność, jak prawdziwie przeżywać nasze życie i jak w nim funkcjonować dzięki komunikacji z innymi. Jak się wyłączyć, jak rozmawiać z ludźmi twarzą w twarz, wychodzić z domu i odkrywać rzeczy, zamiast tylko siedzieć i patrzeć na obrazek w telefonie. W dodatku taki, który oglądamy nieco nieświadomie, i na który wpływ ma też to, co widzą wszyscy inni.
Wspaniałe słowa, zgadzam się z nimi w zupełności! Ale być może social media mają jakąś swoją pozytywną stronę – nie tylko tę szkodliwą, pożerającą czas i pełną fałszywego obrazu, o którym wszyscy mówią? Pieniądze poważnie wpłynęły na całą branżę, ale – tak jak słyszałam dosłownie przed chwilą, podczas panelu dyskusyjnego z DJ Bone’m: „Nie obchodzi mnie to, ile ktoś ma obserwatorów czy lata private jet’em. Jeśli muzyka, którą tworzy, jest dobra i porusza mną i moją duszą, to jest to”.
Cóż, dobrą stroną mediów społecznościowych i technologii jest to, że wszystko można odkryć – przede wszystkim to, że w mig mogę połączyć się z kimś z bardzo daleka. Nie jestem już ograniczony tylko do wyjścia do klubu i znalezienia kogoś, kto w nim gra.
Pięknem każdej z technologii, mediów społecznościowych i czegokolwiek innego jest właśnie odkrywanie – jeśli używa się tego narzędzia we właściwy sposób, by wejść do króliczej nory w celu poszukiwania nowych rzeczy, wspaniałej muzyki i niesamowitych ludzi. Tych właściwych, z którymi być może znajdę lepszą nić porozumienia i z którymi jest mi bardziej po drodze.
Teraz na całym świecie mogę znaleźć społeczności, które być może podzielają moją wizję społeczności, życia, muzyki, wszystkiego innego. Ale jednocześnie musimy wybrać, by używać social mediów w pozytywny sposób, a jednocześnie pozostać prawdziwymi w stosunku do tego, na kogo i na co patrzymy. Powiedziałbym też, że w pewien sposób, social media mają pozytywne strony – dzięki nim w szybki sposób mogę dowiedzieć się, kto jest fałszywy, a kto nie.
W czasach przed mediami społecznościowymi prawdopodobnie musiałbym poświęcić czas na to, żeby z Tobą porozmawiać i dłużej zajęłoby mi dowiedzenie się, czy jesteś prawdziwa, czy nie.
Teraz wystarczy mi tylko szybkie sprawdzenie social mediów, by dowiedzieć się, z kim się spotkam. I, prawdę mówiąc, filtry pomagają mi szybko to ocenić – być może czasem się mylę, ale myślę, że jestem dobrym sędzią. Bądźmy szczerzy: obraz, który ludzie pokazują w social media, to ten, w który chcą, by ludzie ich postrzegali i wierzyli, że jest prawdziwy. Można nim łatwo manipulować, a każdy artysta, który mówi, że każdy występ był wspaniały – a wręcz najlepszy – kłamie.
Nawet z moją pozycją i doświadczeniem, na swoim koncie mam złe występy – czy takie, które nie zgromadziły dużej publiczności i nie były aż tak wspaniałe. To prawdziwe życie poza bańką wspaniałości. Ten wykreowany obraz nie jest prawdziwy, więc w jaki sposób możesz oczekiwać, że wszyscy będą w nim sobie doskonale radzić? Wniosek jest prosty: wiedz, na kogo patrzysz, i pamiętaj, by kierować się swoim “osobistym sędzią”.
Złote słowa! Okay, odłóżmy krytykę na bok i skupmy się na czymś, co cieszy i podnosi nas wszystkich ku górze – czyli inspiracji i tym, co sprawia, że jesteśmy zajęci. Jak wspomniałeś, masz ciekawą, otwartą na świat postawę i lubisz wiedzieć, jak coś działa lub jak można je naprawić. W jaki sposób Ty pozostajesz ciekawy życia? Jak w swojej codziennej pracy korzystasz z ciekawości i jak przekłada się to na Twoją muzykę?
Och, próbuję znaleźć odpowiedź na to pytanie bez powiedzenia czegoś negatywnego… (śmiech). Prawdę mówiąc, nie wiem – być może na pewnym etapie jesteś w stanie “nauczyć się” kreatywności, ale myślę, że ma to wiele wspólnego z tym, jak zostaliśmy wychowani, gdzie dorastaliśmy i z jakimi ludźmi się przyjaźniliśmy. Jeśli wychowywaliśmy się w środowisku, które było otwarte na bycie ciekawym, prawdopodobnie wyrośliśmy na ciekawskich ludzi i takimi też pozostaliśmy. Jeśli nie byliśmy, a wszystkie informacje były nam dostarczane, być może ciekawość nie była częścią naszego codziennego rytmu, ale… Myślę, że trzeba być nieco otwartym i stawiać czoła temu, co wpierw wywołuje u nas dyskomfort przed nowymi doświadczeniami. Bardzo łatwo jest bowiem pozostać w środku swojego poczucia wygody i tego, co już znamy. Ale w ten sposób nie uczymy się niczego nowego.
W przeszłości bywałem w miejscach, które sprawiały, że czułem się w nich niekomfortowo; ale gdy już się w nich “osiedliłem”, stwierdziłem, że były naprawdę cool. Myślę, że jest to bardziej wyjście z codziennej rutyny i wygody, danie sobie czasu na wnikliwą analizę i otwartość na nowe doświadczenia. Ponieważ w pewnym momencie im starszy jestem, tym mniej staję się na nie otwarty. Gdy byłem młodszy, z zapałem rzucałem się do odkrywania nowego, ale z perspektywy czasu cieszę się, że robiłem to w tak młodym wieku. Dało mi to szerszy obraz tego, na co jestem otwarty, czym się interesuję, co mnie ciekawi – zanim stałem się za stary na to, by przestać być ciekawym.
Dobrze cię rozumiem – tak, jak powiedziałeś, jeśli jesteś ciekawy od samego początku, prawdopodobnie zostanie to z tobą do naprawdę późnego wieku…
… z drugiej strony, mój poziom bycia “nie-ciekawości” dla kogoś innego może być bardzo wysoki. Miałem wystarczająco dużo szczęścia, że urodziłem się w innym kraju, przeprowadziłem się w młodym wieku, a następnie wiele się przemieszczałem jako nastolatek: podróżowałem, odkrywałem muzykę. Wszystkie te rzeczy zaczęły łączyć mnie z tym, czego nigdy bym nie doświadczył, gdybym pozostał, dorastał i żył wyłącznie w jednym miejscu – ale w tym nie ma niczego złego! Miałem szczęście; nie miałem nad tym kontroli z powodu mojej rodziny i naszych okoliczności – urodziłem się w Rosji, przeniosłem się do Stanów, a członkowie mojej rodziny mieszkają w różnych częściach globu. Mogłem naprawdę zobaczyć sporo świata, a moi rodzice należeli do osób otwartych na pokazywanie mi go. Miałem naprawdę wiele szczęścia.
Jeśli mowa o różnych krajach i różnorodności kultur – w świecie muzyki elektronicznej jedna pasja do dźwięków jednoczy ludzi z całego świata. Jednak gdy spojrzymy na branżę i poszczególne rynki, te wymagania mogą się różnić. Jako osoba, która mieszkała zarówno w Stanach, jak i w Europie, a przy tym sporo podróżuje, czy zauważyłeś jakieś różnice lub trudności w prezentowaniu swojej muzyki na innych rynkach? Czy, Twoim zdaniem, istnieją rynki, na których łatwiej można zdobyć pozytywne opinie lub odnieść sukces?
Żyjąc w centralnej Europie, w której scena muzyki klubowej jest powszechnie uznawana, mamy tendencję do skupiania się na miejscach i wydarzeniach takich, jak ADE – tętniących rytmem klubach i stworzoną wokół nich kulturą. Jedna z pierwszych myśli, która towarzyszy większości z nas jest to, że powinniśmy przenieść się tam, gdzie kultura jest już stworzona, zbudowana, ustabilizowana – okay, ale nie jesteśmy pierwszymi, którzy wpadli na ten pomysł, i dlatego też wszyscy przeprowadzają się do Berlina lub Amsterdamu. Jednocześnie rywalizują w tym wielkim morzu osób, które próbują zdobyć uwagę. Jeśli starasz się stworzyć przestrzeń dla siebie, uważam, że powinnaś skupić się na swojej lokalnej scenie, zbudować ją, dopracować unikalny głos właśnie tam.
Wierzę, że dobra muzyka znajdzie swoją drogę do właściwych miejsc.
Może to być trudniejsze, może zająć więcej czasu – ale na lokalnych scenach jest też mniej ryb, niż w małych miastach Europy Centralnej. Masz więc więcej możliwości, by mieć wpływ i zostać zauważoną przez ludzi.
O ile bardzo doceniam moją karierę i możliwość bycia w ruchu, podróżowania i grania, zdałem sobie sprawę, że tu, w Europie Centralnej i z jej kwitnącymi scenami, wiele rzeczy jest traktowanych jako pewnik. Gdy jadę daleko, na Wschód, do Południowej Afryki lub Ameryki Południowej, czuję, jakbym w pewnym sensie wykonywał krok wstecz, podróżował w czasie. W pozytywnym sensie, ponieważ tam wciąż spotykam się z energią, której tu już nie mamy – więc gdy gram np. w Bassiani, którego jestem rezydentem, czuję tę totalnie unikalną energię i wsparcie. Szczególnie, jeśli mowa o krajach, w których ludzie wciąż walczą o swoją wolność. Walczą o swoją możliwość połączenia się, bycia razem i wspólnego słuchania muzyki, by poczuć różnicę – podczas gdy tutaj, powiedzmy, w Amsterdamie, jednej nocy odbywa się ponad 100 imprez. Każdy chce dostać się na listę VIP lub załapać na darmowe bilety, dobrze się bawić dla samej zabawy – i jednocześnie mamy też panele dyskusyjne poświęcone wielkości słuchawek na głowie headlinerów.
Żadna z tych rzeczy nie jest ważna w miejscach, takich jak Tbilisi czy Johannesburg – nawet się o nich nie myśli, ponieważ tamtejsze sceny nie zostały jeszcze dotknięte komercją czy zepsuciem. Mówię to nawet “prawdziwym fanom techno”, że naprawdę powinni podróżować poza Europę i doświadczyć któregoś z tych odległych miejsc. Poczuć tego ducha, który został tu stworzony, w Europie Centralnej, ale już zniknął, niestety.
By loading the content from Soundcloud, you agree to Soundcloud’s privacy policy.
Learn more
O tak; to, co mówisz, jest bardzo ważne. Priorytety ludzi mieszkających w poszczególnych krajach lub częściach świata bardzo się od siebie różnią.
Kiedy naprawdę o coś walczysz, myślę, że znaczenie muzyki, oswobodzenia, intymności pośród społeczności i wolności kompletnie się zmienia. Nie są to te same, które cenimy i definiujemy tutaj, w Europie Centralnej, więc myślę, że w pewnych miejscach dzieje się to na głębszym poziomie – tam, gdzie ludzie naprawdę walczą o coś innego.
Absolutnie się z tobą zgadzam, w niektórych miejscach na świecie polityczny i społeczny aspekt muzyki elektronicznej jest o wiele inny, niż nasze środkowoeuropejskie podejście… Nie jestem, niestety, ekspertką w dziedzinie polityki, ale chciałabym wrócić na chwilę do kwestii klubów. Wspomniałeś bowiem o wychodzeniu ze strefy komfortu i z tego, co już znasz, ale i o graniu po raz pierwszy w niektórych miejscach. Co sprawia, że klub jest dla Ciebie dobrym miejscem do gry i pozwala Ci się czuć dobrze?
Och, to trochę tak, jak z pójściem na dobry film lub do teatru, czyż nie? Jeśli chcesz obejrzeć film, ważne jest dla ciebie to, by wideo i dźwięk wokół ciebie były perfekcyjne – nie chcesz czegoś zaburzonego. Gdy wychodzisz posłuchać muzyki, najważniejszym elementem jest nagłośnienie, ponieważ światło może być wyłączone, a w pomieszczeniu nie będzie nikogo innego oprócz ciebie. Ale jeśli dźwięk jest dobry, porusza cię i czujesz go głęboko w środku.
Dla mnie, numerem jeden jest właśnie dźwięk, który musi być dobry, i to jest najważniejszy element. Tak naprawdę to nie DJ jest najważniejszy – to znaczy, dobry DJ jak najbardziej! – ale nie potrzebujesz dużego nazwiska; raczej dobrego soundsystemu i społeczności.
Moimi ulubionymi miejscami, w których dobrze mi się gra, są bardziej intymne, kameralne: mają jeden lub dwa parkiety oraz ludzi, którzy wybierają bycie z tobą tej nocy, angażują się w to. Osobiście wolę grać długie sety, czyli minimum 3-4 godziny, dla tłumu, który synchronizuje się ze sobą w tych samych momentach. Podąża za tym samym dźwiękiem, rytmem czy biciem serca. Przy zgaszonym świetle ludzie w klubie czują się też bardziej swobodnie. Więc jeśli chodzi o mnie: ciemny klub, dobre nagłośnienie, pojemność na ok. 300 – 600 osób i płynięcie z rytmem nocy. Pozwolenie jej na to, by rozwijała się tak, jak ma się rozwijać, dzięki łączącemu wszystko elementowi – czyli muzyce.
Ludzie często pytają: “Po co nam ciemność w klubie”?. To dlatego, że jesteśmy ludźmi, mamy swoje niepewności, a przy zgaszonym świetle możemy poczuć się nieco “pierwotnie”.
Nie obawiamy się bycia dziwnymi, tańczenia w zabawny sposób, zamknięcia oczu i odpuszczenia na chwilę. Z chwilą, w której światła są zapalone, a nagrywanie na parkiecie dozwolone, od razu czujemy się oceniani; zwracamy uwagę na to, jak postrzegają nas inni i stajemy się tego świadomi. Nawet jeśli pozbędziesz się tych wszystkich barier i utrzymasz to, co ważne w kulturze klubowej, możesz nie osiągnąć tej magii – ale masz wspaniałą szansę osiągnięcia tej magicznej nocy poprzez ułożenie wszystkich składników w jednym miejscu, trzymanie kciuków i wiarę w to, że zadziała.
Poezja klubowego życia, podoba mi się taki obraz!
Dokładnie tak – im bardziej zbliżysz się do właściwych składników, tym bliżej jesteś przygotowania doskonałego dania, i wszyscy w branży klubowej próbujemy osiągnąć. Ale jeśli wrzucisz jeden zły składnik, naruszysz proporcje pozostałych. Więc jeśli pozwolimy na robienie zdjęć i filmowanie podczas imprez lub na parkiet pełen światła, złamiemy inne składowe – i nieważne, jak dobry i oddany jest tłum; z chwilą, w której w ich twarze uderza mocne oświetlenie, nie będzie czuł się już tak swobodny. Jeśli ten składnik zniknie, to zrujnuje całe danie. Dlatego też należy zacząć od właściwych składników i mieć nadzieję na jak najlepszy efekt!
Zgadzam się w pełni i na pewno zachowam sobie ten przepis! Dotarliśmy zatem do mojego ostatniego pytania: wspomniałeś o roli swoich korzeni i wsparcia rodziny, które zawsze odgrywały w Twoim życiu ważną rolę. W jaki sposób akceptacja ze strony Twojego najbliższego środowiska pomogła Ci w karierze i zaprowadziła do miejsca, w którym jesteś dziś?
Cóż, we wczesnym etapie mojej pasji rodzice nie do końca rozumieli to, czym się zajmowałem. Moja mama – jak to każda dobra mama – chciała, bym został lekarzem lub prawnikiem, i miała swoją wizję mojej kariery. Dopiero później naprawdę to zaakceptowała – i prawdę mówiąc, wiele zawdzięczam też mojemu ojczymowi, który podkreślał w rozmowach z mamą: “Jeśli chcesz kontynuować relację ze swoim synem, potrzebujesz przestać oczekiwać od niego, że będzie taki, jak chcesz, żeby był, i pozwolić mu być tym, kim chce być”.
Mama usłyszała to, i gdy miałem mniej więcej 20-25 lat; przestała wywierać na mnie presję, bym był taki, jak tego ode mnie oczekuje, i zaakceptowała mnie takiego, jakim jestem.
Prawdę mówiąc, wtedy właśnie zainteresowała się tym, co robię. Dziś jest moją największą fanką i potrafi opisywać muzykę, rozmawiać o niej; nawet słyszy różnice w moim nastawieniu, gdy gram. Wie, kiedy jestem w dobrym lub w złym miejscu; w średnim humorze lub wydarzyło się coś złego. Być może w pewnym momencie zrozumiała, że jej syn jest DJ-em i to jest OK. Dziś mama słucha muzyki, rozumie kulturę, była ze mną w Berghain i w Bassiani, regularnie przychodzi na organizowane przeze mnie imprezy – a ma 70 lat, doskonale tańczy i doświadcza imprez o wiele lepiej, niż większość z nas!
Myślę więc, że starszym pokoleniom nie zawsze jest łatwo zrozumieć sposób, w jaki my żyjemy; tak samo, jak ja jestem za stary by zrozumieć to, co ma sens dla młodszych pokoleń… Ale, w pewnym sensie, na szczęście moja rodzina zaprzestała prób zmiany mnie i zaakceptowała takiego, jakim jestem i co robię.
Prawdę mówiąc, dziś wspierają mnie i to, co robię, w każdym calu – i to wspaniałe uczucie wiedzieć, że twoi rodzice są z ciebie dumni i cię akceptują.
Oto słowa, których bardzo potrzebowałam – a jednocześnie piękne i inspirujące zakończenie wywiadu. Zak, bardzo dziękuję za Twój czas, szczerość i pasję, którą się ze mną podzieliłeś tu, w Amsterdamie. Życzę Ci wszystkiego dobrego i trzymam kciuki za Twoje kolejne kroki, zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym!
Published December 13, 2023. Words by Agata Omelańska, photos by Paul Krause & Salar Kheradpejouh.