Dekmantel 2023 – deszczowa, lecz zachwycająca edycja festiwalu
Witaj z powrotem, Dekmantelu! Rok po mojej pierwszej wyprawie do holenderskiej stolicy, 2-6 sierpnia 2023 ponownie postawiłam stopę w Amsterdamse Bos. Dawno nie czułam aż takiej radości z wyjazdu na festiwal, a myśl o kolejnych odwiedzinach w moim ulubionym europejskim mieście wywołała elektryzujące ciepło w sercu.
I choć pod względem pogody Dekmantel porządnie dał mi w kość, jego 9. edycja zachwyciła tym, co w imprezach muzycznych najistotniejsze. Line-up, organizacja, atmosfera (i kultura) wśród festiwalowiczów oraz to, co nazywam “głębokim zanurzeniem się w dźwięku i przestrzeni”.
Zimna, deszczowa, błotna, nieprzyjazna. Gdyby skupić się wyłącznie na dekmantelowej pogodzie, niektórzy mieliby wiele do pomarudzenia – festiwalowi trafiły się chłodne, bardzo wymagające i zmienne warunki, w których trudno jest cieszyć się plenerową imprezą. Upalna ubiegłoroczna edycja pozwoliła w 100% korzystać z tego, co lato (nawet to holenderskie) ma w sobie najlepszego; tegoroczna zaś – pokazała, że pasja do muzyki elektronicznej wygrywa nad niepogodą. Dekmantelowi niestraszne są ulewy – tak, było chłodno, moje buty taplały się w błocie, a wiatr zrywał kaptury z głów, ale naprawdę nic nie mogło zepsuć mi tego festiwalu. Być może lekko zmieniły się plany co do artystów, które chciałam zobaczyć, ale zrezygnować z którejś ze scen? Mowy nie ma! – a w tym roku rzeczywiście było gdzie podróżować.
Dzień po dniu
Swoją opowieść o tegorocznym Dekmantelu najlepiej zacznę od samego początku – czyli od wydarzeń nad rzeką IJ, na północy Amsterdamu. W zapowiedzi tegorocznej edycji bardzo gorąco zachęcałam do wybrania się do holenderskiej stolicy nie tylko na główne festiwalowe dni – czyli od piątku do niedzieli – ale i skorzystania z całego programu wydarzenia w Eye Filmmuseum, Muziekgebouw i Bimhuis oraz klubach: Shelter czy Parallel. Pokazy filmowe, warsztaty produkcji muzycznej, konferencja współorganizowana z Resident Advisor: te elementy zawsze sprawiają, że z festiwalu zawsze wychodzę zainspirowana, z nową wiedzą oraz artystami lub wytwórniami do sprawdzenia.
W tym roku mój zeszyt pękał w szwach od notatek z zakresu dziennikarstwa radiowego (dzięki wspaniałej Chloe Lula) oraz ważnym pytaniom o sukces, wizję i misję oraz wymiar biznesowy działalności kolektywów (od TraTraTrax). Szczególnie ten drugi warsztat dał mi świeże spojrzenie na funkcjonowanie w branży muzyki klubowej oraz na to, jak wytrwale, świadomie i mądrze zarządzać nie tylko pasją, ale i całym markami, jakim są kolektyw lub wytwórnia. Przykład TraTraTrax zdecydowanie to potwierdza – zawsze powtarzam, że za wiarą w swoje marzenia (w każdej branży) musi stać konkretny plan działania, a wtedy spełnianie marzeń przestaje być tylko ideą, a zaczyna się realizować.
A jeśli już przy marzeniach jesteśmy – i ja spełniłam swoje, udając się do Muziekgebouw na występ Jeffa Millsa z jego specjalnym projektem Tomorrow Comes The Harvest. Koncert legendy Detroit techno w nieco innej odsłonie był czymś wyjątkowym, magicznym, głęboko poruszającym i bardzo cieszę się, że mogłam go doświadczyć. Esencja współbrzmienia indyjskich bębnów, fletu i pianina w dużej mierze opierała się na improwizacji – wspaniale było obserwować, jak poszczególne instrumenty uzupełniają się. Tam, gdzie muzyka świata łączy się z pulsującym rytmem elektroniki, można dać się ponieść wyobraźni i przeżyć coś naprawdę niecodziennego – i w 100% zasługującego na owacje na stojąco.
fot. Pierre Zylstra
Podobne odczucia towarzyszyły mi podczas występu Williama Basinskiego (którego niestety nie udało mi się usłyszeć podczas tegorocznego Tauron Nowa Muzyka Katowice) – z jego koncertu wyszłam zaczarowana, głęboko zanurzona w swoich myślach i emocjach oraz zainspirowana. Doskonałe nagłośnienie i klimat miejsca sprawiły, że muzykę odbierało się w naprawdę wyjątkowy sposób. Po tak intensywnych odczuciach w Muziekgebouw nieco mniej żałowałam, że jego występ pokrywał się z setem Hudsona Mohawke w Paralell: choć oba artyści reprezentują diametralnie różne brzmienia, myślę, że dokonałam dobrego wyboru. Zresztą, cała taneczna część festiwalu czekała na mnie już następnego dnia.
Piątek
Piątek zdecydowanie należał do najcieplejszych dni Dekmantela. Postanowiłam więc skorzystać z okazji i przespacerować przez Amsterdamse Bos, zamiast podjechać bezpośrednio pod festiwalową bramę – i bardzo polecam taką wycieczkę każdemu, kto kocha naturę, a na chwilę przed imprezowym czasem potrzebuje chwili na wyciszenie się. U mnie sprawdziło się to w 100%, a znając już nieco lepiej tę okolicę, ze spokojem odebrałam akredytację, weszłam na teren wydarzenia i… poczułam, jak Dekmantel wita mnie swoją serdecznością i zachęca, by spędzić na festiwalu jak najlepszy czas. Ponownie zobaczyłam przepiękną przestrzeń lasu, liczne nowe sceny i atrakcje, ale tym, co zrobiło na mnie największe wrażenie – i co nie zmieniło się od ubiegłego roku – była właśnie atmosfera między uczestnikami. W wielokulturowym, mówiącym w wielu językach i dialektach tłumie czułam się bezpieczna; zarówno na parkiecie, jak i na całym terenie – a to bardzo ważny aspekt festiwalowego życia. Drugim, niemniej ważnym elementem Dekmantela są dbałość o ekologię: system recyclingu kubków, żetony i tak czyste przestrzenie parku potwierdzają, że można spokojnie organizować eventy blisko przyrody, ale dbałość o nią postawić na samym czele (i bardzo jej przestrzegać!).
Fot. Martijn Kuijvenhoven
Festiwalowy piątek zaplanowałam dość spokojnie – dałam sobie czas na przejście się po całym terenie i odkrycie, co nowego ma dla swoich fanów Dekmantel. Tym, co pierwsze rzucało się w oczy po wejściu na teren wydarzenia, była oczywiście scena Radar – czyli olbrzymia, okrągła, metalowa klatka – której program przygotowany był wspólnie z HOR. Niemniej widoczna była kolejka do wejścia do środka: sama podjęłam 3 nieudane próby wskoczenia do elektronicznego “oka cyklonu”, w którym występowali m.in. Parrish Smith, Identified Patient, DJ Stingray 313, Octo Octa, Peach & Shanti Celeste czy moja ulubienica Mama Snake… cóż, tym razem się nie udało, ale wielu z tych wykonawców pojawiało się też na innych scenach, więc w sumie wszystko się wyrównało.
Będąc na festiwalach, staram się nie narzucać ani sobie, ani wydarzeniu wielkich oczekiwań – i nawet jeśli pominę któryś z setów lub przyciąga mnie muzyka płynąca z innej sceny, podążam za tym. Być może przez to nie spędziłam na całym występie danego artysty 100% swojego czasu, ale dzięki temu odkrywam najwięcej; ta strategia sprawdziła się też na Dekmantelu. Pierwszego dnia najwięcej czasu spędziłam między obiema scenami UFO (Freddy K & D.Dan, Buttechno, wyżej wspomniany Stingray, JakoJako i Salome), ale nie obyło się bez wizyt na Greenhouse – Helena Hauff zabrała nas w melodyjną, nieco trance’ową podróż – oraz w The Nest, moim ubiegłorocznym odkryciu. Zamykający ją The Bug i Flowdan sprawili, że moje roztańczone nogi wystukiwały basowy rytm jeszcze w drodze powrotnej z festiwalu!
Sobota
Sobotnia pogoda nie była już tak łaskawa (a siłę stóp oszczędzałam na taniec), więc tego dnia wybrałam dojazd na teren festiwalu za pomocą shuttle busa. Ogromne plusy dla organizatorów festiwalu za to ułatwienie oraz doskonałe oznakowanie miejsca odjazdu – mając doświadczenie z ubiegłego roku, pewnie dostałam się na stację Amsterdam Zuid, a po niecałej godzinie już radośnie stałam pod bramą wejściową. Nawet jeśli będziecie w holenderskiej stolicy po raz pierwszy: gwarantuję wam, że podróż na Dekmantel będzie przyjemna i spędzicie ją w gronie podobnie wesołych jak wy festiwalowiczów!
Jeśli mowa o line-up’ie soboty, to zdecydowanie był to mój najulubieńszy dzień festiwalu. Najbardziej nastawiłam się na basowo-połamane brzmienia i to właśnie one dodały mi najwięcej energii – Martyn, ANZ b2b Special Request czy reprezentacja TraTraTrax w postaci Bitter Babe, Nicka Leona i Verraco sprawili, że nie chciałam opuszczać scen Nest i Greenhouse!
Fot. Pierre Zylstra
Przerwy dla nabrania oddechu były dość szybkie i symboliczne, bo i na innych parkietach sporo się działo: nie mogłam pominąć występu jednej z moich ulubionych DJ-ek – Shanti Celeste, na Selectors; zaskakującego DjRUM zamykającego UFO II oraz wyrazistych DJ-a Nobu i Aurory Halal (jeden z najmocniejszych i najlepiej “zgranych” back-to-back’ów tego dnia!).
Z ciekawością zajrzałam również do Loop, czyli sceny głównej – nie wybaczyłabym sobie, gdybym przegapiła sety Objekta, Blawana czy VTSS. Nie ukrywam, że odczuwałam dumę, patrząc i słuchając polskiej reprezentantki zamykającej mainstage: jej energia i selekcja utworów rozbujały całą scenę, a sama Martyna jest szalenie rozpoznawalną za granicami Polski artystką. W pełni zasłużenie, i życzę jej, by tegoroczny występ na Dekmantelu przyniósł jej kolejne sukcesy!
Niedziela
Niedziela zaś była dla mnie najtrudniejszym fizycznie dniem festiwalu – choć wypoczęłam i miałam sporo siły do szaleństw na parkiecie, lodowaty wiatr i zacinający deszcz nieco ostudziły moje zamiary. Może i mniej energicznie tańczyłam, ale i zdecydowanie bardziej skupiałam się na selekcji utworów, spójności setów oraz obserwacji występujących. Długo wyczekiwany b2b mad miran i upsammy był dla mnie strzałem w dziesiątkę – upsammy odkryłam w ubiegłym roku właśnie na Dekmantelu, mad miran urzekła mnie zaś swoją wizją jako artystka, a spotkanie tych dwóch niesamowitych kobiet przyniosło mnóstwo energii za didżejką.
Po raz kolejny miałam możliwość wsłuchać się w wyrazisty styl i brzmienie Planetary Assault Systems – tym bardziej, że na Dekmantelu występował w formule live – i nie znalazłam w tym występie ani jednego zawahania czy nietrafionego dźwięku. W niedzielę stanęłam też przed dość trudnym wyborem closingu: gdyby trilokacja była możliwa od ręki, z pewnością widziano by mnie i w Neście, tańczącą tuż obok Calibre, i pod palmami Greenhouse, wraz z Benem UFO. Wspólną decyzją, wraz z ekipą wybraliśmy jednak najgorętszy (dosłownie i w brzmieniu!) parkiet UFO I – zamykające go Hyperaktivist i Nene H zaserwowały mieszankę techno z odrobiną latynoskiego pazura, a ich energia zza didżejki udzieliła się i mnie. Nieważne, jak bardzo zmęczona i zmarznięta – słyszę tak dobrą i równą selekcję, ciało samo wprawia się w ruch, a umysł coraz śmielej pyta: a może jednak na after? Choć nie jestem wielką fanką kontynuacji festiwalowych szaleństw w klubach, Dekmantelowi nie umiałam odmówić – tym bardziej, że w tym roku organizatorzy zadbali również o oficjalny nocny program. I to jaki – o ile w ubiegłym roku tej części bardzo brakowało, tak teraz do wyboru były aż 3 różne propozycje na każdy wieczór. Nasz wybór padł na klub Lofi – nieco dalej położony od Amsterdamse Bos, ale dzięki sprawnej komunikacji nocnej możliwy do osiągnięcia w godzinę – gdzie mogliśmy potańczyć i cieszyć się ostatnim dniem festiwalu wraz z Paquitą Gordon oraz Maarą i Rozą Terenzi.
“Najlepszy festiwal, jaki znam”
Myśląc o podsumowaniu tegorocznej edycji Dekmantela, naprawdę bardzo trudno mi wskazać tylko jedno słowo, którym bym ją opisała. Nawet nie wiem, czy dla festiwalu, który tyle dla mnie znaczy, jest to możliwe – dlatego też zamiast rozmyślać, czym dla mnie po tylu latach w branży muzycznej jest wyjście na imprezę, po prostu pochwalę jej organizatorów. Choć w tym sezonie pogoda nie rozpieszczała, Dekmantel stanął na wysokości zadania w kwestii organizacji, line-up’u i programu muzyczno-artystycznego. Miałam okazję usłyszeć wielu wykonawców, którzy mają już ugruntowaną pozycję na rynku muzyki elektronicznej, ale i odkryć tych, z których słynie amsterdamska wytwórnia – i jestem dumna patrząc na to, jak reprezentanci Dekmantela rok w rok idą do przodu, zmieniają się i podejmują wyzwania, a podczas występów na festiwalu prezentują siebie i swoje nowe projekty światu. Czy idzie za tym komercyjny sukces, czy nie – wsparcie lokalnej sceny i otwartość na nowe współprace (lub nawet zwykłe-niezwykłe back-to-backi) sprawiają, że daje się krok do przodu, przeciera nowe szlaki, tworzy trendy.
Czyż nie to jest esencją Dekmentela? Nie twierdzę, że odkryłam jego tajemnicę, ale…dla mnie odkrywanie na nowo tego samego festiwalu i miejsca to największe wyzwanie dla dziennikarskiej uważności. O line-up, nieszablonowość programu i magię dekmantelowych miejsc jestem zupełnie spokojna – mają już swoje szczególne miejsce w moim muzycznym sercu.
Jednocześnie coś mi mówi, że za rok również skieruję swoje oczy w stronę zachodzącego nad Amsterdamse Bos słońca i powiem, że to najlepszy festiwal, jaki znam.
Published August 24, 2023. Words by Agata Omelańska, photos by Stef Van Oosterhout.