Chino: „Mam duży sentyment do brudnych i przesterowanych produkcji” #wywiad
Chino to jeden z najbardziej utalentowanych polskich producentów, którego kariera właśnie nabiera rozpędu. W listopadzie ukazała się kolejna EP-ka artysty, przyjęta bardzo dobrze zarówno w Polsce i na świecie. Z producentem rozmawiamy na kilka dni przed krakowską premierą krążka „The Cave”.
Agata Ogórek: Kiedyś w jednym z wywiadów powiedziałeś „Chcę, żeby każde moje kolejne wydawnictwo było w jakiś znaczący sposób inne od poprzednich, żeby nie kojarzono mnie z jakimś jednym nurtem czy gatunkiem”. Jak jest z Twoją ostatnią EP-ką “Cave”, wydaną w Syntetyku? Zarówno tytuł płyty, jak i tytuły utworów przynoszą skojarzenia z czymś brudnym i mrocznym.
Chino: Tak, staram się trzymać tej zasady. Choć mam wrażenie, że moje ostatnie, jak i nadchodzące płyty w jakiś sposób się zazębiają i mimo że opowiadają różne historie, to w którymś momencie pewne wątki się przeplatają. Na pewno na „The Cave” jest sporo nawiązań do poprzedniej płyty „Kolaps”. Widzę też różne elementy łączące kolejne wydawnictwo z tym dla Syntetyku. „The Cave” jest zdecydowanie najciemniejszą z moich płyt, choć przyznam, że pod względem produkcyjnym i masteringowym jestem z niej bardzo zadowolony. Poświęciłem dość dużo czasu na miksowanie kawałków i wydaje mi się, że finalnie udało mi się utrzymać zdrowy balans między brudem i współczesną klarownością. Mam duży sentyment do brudnych i przesterowanych produkcji. „The Cave” jest zdecydowanie muzyką do zadymionej, ciemnej groty.
Skoro jesteśmy przy warunkach klubowych czy festiwalowych, zauważyłam, że podczas występów zawsze/zazwyczaj wybierasz formę live’u. Zamierzasz dać się usłyszeć jeszcze w formule DJ-seta?
Tak się składa, że ostatnio zacząłem grywać również DJ-sety, które są dla mnie na tyle świeżą sprawą, że czerpię z nich naprawdę dużo radości, nowych pomysłów. Mam wrażenie, że to nowego rodzaju doświadczenie przekłada się także w moim przypadku na granie live. Równocześnie DJ-ing jest dla mnie o tyle nowym gruntem, że muszę się mieć o wiele bardziej na baczności niż wtedy kiedy gram na żywo z maszyn. Mam też kilka pomysłów na swego rodzaju hybrydowe granie, ale ten temat musi się jeszcze chwilę przegryźć.
Oprócz twórczości solowej w formie DJ-seta czy też live jako Chino, angażujesz się też w różnorakie kolaboracje. Za Tobą świetny występ live na Unsoundzie wraz z Olivią jako Radiation 30376. Możesz powiedzieć coś więcej o samym projekcie? Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja zobaczyć Was na żywo, bo podczas festiwalu wyglądaliście i brzmieliście naprawdę kosmicznie.
Przedziwnie się złożyło, że mimo tak wielu punktów wspólnych, nigdy wcześniej nie robiliśmy razem z Olivią muzyki. Dlatego cały materiał który graliśmy na Unsoundzie powstał od zera — nie bazuje też na żadnych z naszych solowych produkcji. Musieliśmy wymyślić formę występu, a przede wszystkim setup, który jednak bez komputera staje się bardziej złożonym tematem. Muzyczna strona była dla nas samych czymś ciekawym, bo na samym początku nie zakładaliśmy, że będzie to jakiś konkretny gatunek. Chcieliśmy aby ta kwestia rozwiązała się sama i wynikła naturalnie, więc zaczęliśmy od nagrywania długich improwizowanych sesji, które finalnie okazały się dosyć szerokie gatunkowo, jednocześnie bardzo mocno zakorzenione w naszych wspólnych inspiracjach. Jedynymi ramami jakie sobie narzuciliśmy był temat –tytuł „Radiation 30376”, który nawiązuje do atmosfery schyłku komunizmu i początku szorstkich lat 90-tych XX wieku na terenie byłego bloku wschodniego, a więc miejsca i czasu w którym dorastaliśmy. Finalnie bardzo miłym zaskoczeniem było dla nas jak dobrze został przyjęty ten pierwszy występ zarówno przez publikę jak i w mediach. Pojawiło się też kilka propozycji kolejnych występów w miejscach, których ranga jest dla nas jako nowego projektu dużą niespodzianką. Pracujemy też od kilku tygodni nad płytą więc mam nadzieję, że wkrótce będzie więcej okazji do posłuchania nas.
A czy inspiracje muzyczne, które odzwierciedlają się też w Twojej twórczości, zmieniały się mocno na przestrzeni lat? Na kogo ostatnio zwróciłeś uwagę?
Fascynacje zmieniają się każdego dnia, choć może uczciwiej byłoby powiedzieć, że się poszerzają. Z czasem zaczynam doceniać rzeczy i gatunki, które kiedyś omijałem szerokim łukiem, albo przynajmniej uważałem za nieciekawe. Równocześnie zawsze z dużym sentymentem wracam do wielu nagrań których słuchałem lata temu. Chyba największe wrażenie ostatnio zrobiły na mnie występy na żywo Maoupa Mazzocchettiego, Giant Swan i DJ-set Philippa Otterbacha na tegorocznym DT Camp. Bardzo lubię ostatnie wydawnictwa DJ Richarda, wspólną płytę An-i i Unhuman na L.I.E.S., duet Stallion’s Stud i większość rzeczy, które wychodzi na Knekelhuis, Zaciekawiło mnie też kilka ostatnich płyt Black Merlina.
Muzyka nie jest jednak Twoją jedyną pasją. W Twoim bio można znaleźć informacje o studiach i dyplomie na ASP w Katowicach. Byłeś najpierw projektantem, a później muzykiem czy były to materie które biegły równolegle?
Myślę, że temat początków tych materii to rzecz bardzo względna i na pewno nie datowałbym ich w kontekście studiów czy dyplomu na ASP, ponieważ obydwa tematy zainteresowały mnie o wiele wcześniej. Grafika w jakiś organiczny sposób wyewoluowała ze zwyczajnej dziecięcej frajdy z rysowania diplodoków, rakiet i kosmitów w bardziej świadome i politycznie zaangażowane komiksowe realizacje tworzone wspólnie z kolegą Maćkiem za pomocą cienkopisów na ławkach szkoły podstawowej nr. 56 w Katowicach. Ten czas w oczywisty sposób zbudował fundamenty dla późniejszej nastoletniej zajawy na graffiti i sianie absolutnego zniszczenia. Schyłek ery writerskiej w jakiś tajemniczy sposób przekoziołkował w fascynację sztuką plakatu. Dopiero później były studia na ASP. Muzyka również pojawiła się we wczesnym dzieciństwie. Na jednej z płyt magazynu CD-Action z demówkami programów znalazłem instalator jakiegoś edytora dźwięku, w którym tworzyłem trudne do zaszufladkowania, dźwiękowe kolaże. Niełatwo powiedzieć, czy to w ogóle była muzyka, bo nie miałem wtedy żadnego pojęcia ani o harmoniach, ani o metrum, w każdym razie miałem z tego ubaw po pachy. Gdzieś na początku liceum obie materie zderzyły się za sprawą filmów o graffiti, na których było mnóstwo dobrego electro, wtedy zapadły też we mnie pewne decyzje estetyczne i od tamtego muzyka i grafika w moim życiu idą ramię w ramię.
Zawsze intrygowały mnie projekty plakatów obrazujących imprezy kolektywu Radar, których jesteś autorem. Jak je wymyślasz? Są bardzo spójne stylistycznie i wydaje mi się, że to też znak rozpoznawczy wydarzeń.
Jestem wielkim fanem polskiej szkoły plakatu, która zawsze mocno akcentowała graficzną stronę projektów i bardzo różniła się estetycznie od realizacji z reszty świata. Choć nie ukrywam też fascynacji szwajcarską szkołą, oszczędną w formie i skupioną raczej na typografii, to jednak zawsze staram się opowiadać o wydarzeniu bardziej grafiką niż tekstem.
Lubię pracować pewnego rodzaju cyklami. Imprezy We Are Radar robimy od 2011, więc na przestrzeni tych lat pojawiło się kilka różnych serii. Jakiś czas temu zaczęły mnie fascynować abstrakcyjne formy, ale po pewnym czasie zmęczyłem się taką estetyką. Zresztą wielu projektantów zaczęło projektować w ten sam sposób. Gdy ostatnio oglądam plakaty klubowe, mam wrażenie, że większość wygląda jak projektowane przez jedną osobę. Wszyscy bazują na tej samej mroczno-futurystycznej estetyce (ostatnio słyszałem określenie „modern gotyk”). Szalenie nudna wydawała mi się ta sytuacja, więc trochę w opozycji, trochę szukając odskoczni od tej monotonii, postanowiłem pójść w nieco bardziej ilustracyjną stronę. Potrzebny był bohater, więc nie szukając daleko, bo na kanapie znalazłem mojego psa— Radara (nota bene cykl zapożyczył nazwę od jego imienia). Jest to bardzo mocny zawodnik, o wyrazistym charakterze, niektórzy twierdzą nawet, że to człowiek w przebraniu psa. Bardzo plastyczny typek, którego doskonale znam, więc myślę, że będę w stanie z jego pomocą zilustrować jeszcze wiele wydarzeń.
Poza plakatami na imprezy projektuję też inne rzeczy. Ostatnio były to m.in identyfikacje festiwalu Unsound Solidarity (w kolaboracji z Bolesławem Chromrym), Triennale Grafiki Polskiej w Katowicach, seria okładek magazynu Z:A (Zawód Architekt), pracuję także na ASP w Katowicach, gdzie prowadzę zajęcia w studiu litografii. Niedawno brałem też udział w wystawie „Cześć, Giniemy” w Galerii Szarej w Katowicach (razem z Dianą Lelonek, Maciejem Cholewą i Piotrem Machą, pod kuratelą Andrzeja Marca).
Nie mogłabym nie zapytać też o plany na przyszłość. Rok 2019 kończysz imprezami promującymi „The Cave” w Warszawie i Krakowie (Jasna 1, Piękny Pies). Co przyniesie Chino rok 2020?
W 2020 zapowiada się kilka kolejnych wydawnictw. W pierwszej połowie roku moje produkcje pojawią się na kompilacjach Uncanny Valley z Drezna i Marguerite Records z Mediolanu. Później (prawdopodobnie okolice kwietnia) cała EP-ka zostanie wydana również nakładem Uncanny Valley. Po „The Cave” pojawiło się też kilka innych propozycji, więc być może wydam coś więcej w 2020 r. Trudno powiedzieć czy na 100%, ponieważ bywa, że proces wydawniczy bardzo się rozciąga ze względu na kolejki w tłoczniach i różne inne organizacyjne potyczki.
Published December 27, 2019. Words by Agata Ogórek.