
9 najlepszych płyt września
Sierpień – o dziwo – obrodził w sporo kapitalnych wydawnictw. Szczęśliwie, trend ten utrzymał się we wrześniu i mogliśmy cieszyć uszy różnorodną muzyczną dietą.. Przedstawiamy Wam subiektywne zestawienie dziewięciu płyt z września, po które warto sięgnąć.
Ariel Pink – Dedicated To Bobby Jameson
Szalony piosenkarz wrócił do korzeni i to powrót triumfalny. Produkcja brzmiąca znajomo, doskonałe i zapadające w pamięć piosenki, wciągający klimat. Nie byłem fanem synth-popowego etapu Ariela, ale powrót do garażowo-rozmarzonych popowych utworów to strzał w dziesiątkę. Ewidentnie artysta najlepiej czuje się w tej stylistyce i dobrze, że znowu możemy jej słuchać.
DJ Python – Dulce Compañia
Kompletnie dziwaczne wydawnictwo łączące deep house (i inne zadymione klubowe stylistyki) z …. reggaetonem. Połamana rytmika służy padom i syntezatorowym pochodom kojarzonym z bardziej regularnymi odłamami muzyki tanecznej. Z pozoru jest to przepis na muzycznego potwora Frankensteina, ale DJ Python z wprawą i ze smakiem łączy dwa światy. Efektem jest jeden z najbardziej zaskakujących i satysfakcjonujących krążków tego roku.
https://www.youtube.com/watch?v=6BHN__qG1rs
Gerry Read – New Junk City
Kolorowy świat sampli Gerry’ego to coś wspaniałego. Na “New Junk City” znajdziemy mniej bujającego disco house’u, który wychodzi mu najlepiej, ale za to mamy dużo numerów, których nie powstydziłby się wczesny Bullion. Czasem mniej oszczędnie, czasem bardziej – album wciąga do swojego uniwersum samplową inwencją i groovem. Idealna płyta na deszcz.
Kamasi Washington – Harmony Of Difference
Nowe wydawnictwo Kamasiego Washingtona rozbraja wszelkie wątpliwości, jakie w jazzowych purystach wywołał “The Epic”. Lepsze solówki, bardziej zgrany zespół, kompozycyjny konkret. Saksofonista i jego zespół okrzepnęli i zamiast rwać się w kilka jazzowych kierunków na raz, płyną w jedną stronę. A ich nurt to woda łagodna i przyjemna – przekaz miłości na trudne czasy.
https://www.youtube.com/watch?v=rtW1S5EbHgU
Laraaji – Sun Gong
Laraaji już od kilku dekad leczy dźwiękiem, a jego spokojna stylistyka to niemal idealna recepta na szaleństwa Anno Satanas 2017. Na “Sun Gong” składają się dwie kompozycje, w których gongi, perkusjonalia i drony koją pogmatwane i niespokojne dusze. Przy czym jest to dalekie od muzyki relaksacyjnej serwowanej w SPA – to osobiste dzieła, przez które przemawia do nas unikalna osobowość muzyka.
Palmbomen II – Memories of Cindy
Zdecydowanie za mało słyszymy o Palmbomenie. Kai Hugo od jakiegoś czasu pokazuje, że “lo-fi” to nie tylko modna łatka dla śmieszków z memami z Przyjaciół, ale również sposób pracy z dźwiękiem, który daje bajkowe efekty. “Memories of Cindy” to sentymentalne techno i house z kasety VHS, z przymrużeniem oka, ale i prawdziwym sercem. To nie ironia prowadzi album, ale poszukiwanie straconych wspomnień i uczuć. Album dla wrażliwych, a i niejeden cynik uroni łezkę.
Rapsody – Laila’s Wisdom
Rapowy trueschool nie musi być nudny (powiedzcie to polskim MC, heh…), a w tym roku wyszło już kilka wydawnictw, które realizowały nowoczesną wersję tego odłamu hip-hopu (choćby Oddisee i Joey BADA$$). Rapsody trzyma się tradycji, ale jazzowe i soulowe sample odsyłają bardziej do “średniego okresu” Kendricka, aniżeli do Złotej Ery. Przemyślane teksty, naprawdę dobre flow, bujające bity – nie można chcieć więcej od rapowej płyty.
Satyricon – Deep Calleth Upon Deep
Ach, Satyricon. Jeden z setek zespołów, które zaczynały kapitalnie, by upaść bardzo nisko. Nie spodziewałem się po nich zbyt wiele, sentymentalnie chlipiąc nad “Nemesis Divina”. A tutaj proszę, niespodzianka. Satyr i Frost dostarczyli album zaskakująco oszczędny – czy jeśli chodzi o proste riffy, czy o bardziej ascetyczną perkusję. “Deep Calleth Upon Deep” to album wręcz hipnotyczny, w czym niemała zasługa wściekłych, choć metodycznych warknięć Satyra. Wspaniały powrót do formy.
Wolves In the Throne Room – Thrice Woven
Nie jest to kolejna ambientowa płyta wilków – i dobrze. “Thrice Woven” to black metal podszyty folkiem, z niesamowitą atmosferą, którą wręcz czuć na skórze. To krótki album, który płynie bardzo szybko i od razu zachęca do ponownego odsłuchu. Piękne, akustyczne fragmenty, quasi-wolny rytm z blastami w tle, majestatyczne riffy, solidna produkcja. Można przyczepić się do brzmienia wokalu, ale hej, to w końcu black metal, cud, że resztę instrumentów słychać dobrze. Nie przegapcie ich polskiej trasy!
Published October 06, 2017.